Rejs Lofoty 2011

Dzień 0: Przygotowania

Dodano: 2011-05-21
Lofoty były naszym marzeniem od 2009 roku, kiedy to nasz kolega kpt. Maciek Sodkiewicz (Sekstant.pl) pokazał nam prezentację zdjęć z podkładem muzycznym z tego niesamowitego archipelagu północnej Norwegii. Od tamtej pory szukaliśmy okazji, by samemu zobaczyć te magiczne wyspy. Aż w końcu nadarzyła się okazja - niekomercyjna wyprawa na Spitsbergen, w której jednym z etapów były nasze upragnione Lofoty. W dalszych częściach opisuję poszczególne cele wyprawy. Trasa rejsu wyglądała następująco:

Rejs Lofoty 2011

Dzień 1: Trondheim

Dodano: 2011-05-22

Rejs niekomercyjny:http://www.spitsbergen.org.pl.

Nasza niestety nie jest najtańsza. Dziś zdecydowanie dolecielibyśmy na miejsce za mniejsze pieniądze.

17:10 Gdańsk - 18:40 Oslo-Gardermoen
20:30 Oslo-Gardermoen - 21:30 Trondheim
Linie lotnicze Norwegian
Całkowita suma z trzecim bagażem rejestrowym to 1244zł/2osoby

Gdańsk lotnisko - Oslo lotnisko Gardermoen Oslo lotnisko Gardermoen - Trondheim lotnisko

Powrót:
11:20 Tromsø - 13:20 Oslo-Gardermoen
Linie lotnicze Norwegian
Całkowita suma z dwoma bagażami rejestrowymi 694zł/2osoby
20:15 Oslo-Rygge - 21:40 Gdańsk Linie lotnicze Ryanair
Całkowita suma z dwoma bagażami rejestrowymi 938NOK (ok. 470zł)/2osoby

Całkowity koszt lotów: 1204zł/osobę

Już sam lot jest bardzo ciekawy - przelatując ponad górami mogliśmy podziwiać skaliste góry pokryte śniegiem poprzecinanym licznymi jeziorami i rzekami. Lądowanie okazuje się bardzo emocjonujące - podchodzimy od strony morza i siadamy na pasie, który zaczyna się w morzu. W międzyczasie silny podmuch wiatru przekrzywia solidnie samolot - pojawia się dreszczyk emocji.

Późnym wieczorem docieramy na miejsce. Miasto wielkości Olsztyna wita nas chłodem. Bardzo uprzejma pani kierowca autobusu lotniskowego z cierpliwością, płynnym angielskim tłumaczy nam, jak po dotarciu do centrum mamy się dostać do portu. Wsiadamy do jej autobusu i dajemy się powieźć. Droga kręta, urokliwa - pośród szarzyzny wieczoru i skał górskich zieleń drzew i krzewów wydaje się być nader intensywna, co czyni ją jeszcze bardziej urokliwą.

Trondheim lotnisko - Trondheim

Pani wysadza nas na przystanku, z którego odjedzie nasz autobus don portu. Stoimy obładowani bagażami, wkoło co dłuższą chwilę przechodzą młodzi ludzie. Przystanek mieści się obok centrum handlowego, już zamkniętego - jak wszystkie okoliczne sklepy. Tylko w knajpkach widać ludzi delektujących się piwem.

Właściwy autobus przyjeżdża po 20min. Pan kierowca bez problemu sprzedaje nam bilety i obiecuje powiedzieć, gdzie mamy wysiąść. Po 15min jesteśmy przy porcie. Port niemały. Szukamy Rzeszowiaka na własną rękę. Niestety, bez skutku. W końcu decydujemy się zadzwonić do Tomka L.

Trondheim - Trondheim port

Na jachcie była już cała ekipa. Ledwo dotachaliśmy jedzenie i rzeczy, a już czekały na nas powitalne trunki :) Zapowiada się fajny rejs :)

Rejs Lofoty 2011

Dzień 2: Trondheim

Dodano: 2011-05-23

Kapitan Albert K. zaplanował popołudniowe wyjście, więc rano wybieramy się zwiedzić miasto. Ruszamy na piechotę. Po drodze mijamy kościółek i figurę siedzącej pani.

Bardzo łatwo, idąc główną ulicą, docieramy do placu Torvet. W jego południowo-wschodnim rogu znajduje się dobrze zaopatrzony punkt informacji turystycznej, gdzie bez problemu i za darmo otrzymujemy sporo prospektów i mapę miasta. Są tam także do kupienia: kubki, magnesy na lodówkę, czapki, T-shirty, maskotki itp.

Na rynku znajduje się kilka straganów z kiczowatymi gadżetami w stylu indyjskim oraz masa wełnianych czapek. Generalnie nic ciekawego. Przy rynku znajduje się minimini (w porównaniu z trójmiejskimi) galeria handlowa. Również nic specjalnego.

Z pomocą mapy ruszamy na południe - do Nidarosdomen - katedry Nidaros. Przechodzimy przez urokliwy, zadbany zielony cmentarz. Katedra urzeka swoją kunsztownie ozdobioną fasadą, misternymi rzeźbami. Niestety wejście do katedry jest płatne i kosztuje niemało. W maju 2011 w przeliczeniu na złotówki wynosił 50zł. Rezygnujemy z wejścia.

Ponownie ruszamy przez cmentarz - tym razem na północny zachód - ku chlubie Trondheim - Bryggen. To drewniane budynki tworzące niesamowite nabrzeże rzeki Nidavy.

Przechodzimy przez most Gamble Bybro i podziwiamy... wyciąg dla rowerów! Z uwagi na małą ilość czasu pomijamy pałac biskupi i wracamy do portu.

Po drodze mijamy liczne sklepiki, podobne do polskich. Wchodzimy tylko do jednego - z norweskimi swetrami. Jak szybko weszliśmy, tak szybko wyszliśmy. Ceny bardzo wysokie - poniżej 1 tysiąca złotych nie ma nic, co najwyżej rękawiczka... jedna

Po powrocie na jacht robimy obiad i ruszmy. Pogoda piękna - słońce, temperatury plażowe, lekka bryza i zieleń drzew. Zieleń norweska jest magiczna, intensywna... jakby liście i igły łapały każdy dostępny promień słońca.

Rejs Lofoty 2011

Dzień 3: Rørvik

Dodano: 2011-05-24

Do Rørvik wpływamy koło południa. W porcie jest przyzwoita keja, ciepła woda, toalety i prysznice (płatne) oraz darmowy internet. Postój trochę z przymusu - sztorm zbliżał się wielkimi krokami.

Trondheim - Rørvik

Po toalecie i posiłku ruszamy "w miasto". Miejscowość malutka bez znaków szczególnych, ale tylko pozornie.

Podczas wpływania do portu trudno nie zauważyć imponującego mostu wiszącego. Wybieramy się na północny zachód, aby przyjrzeć się mu dokładniej. Spacerek przy mżawce w pierwszych momentach wydaje się być niezbyt atrakcyjnym sposobem spędzania czasu. Ku naszemu zdziwieniu, to nie most zrekompensował nam tą wątpliwą "przyjemność", a bardzo ciekawa flora na skałach zaraz za mostem. liczne mchy, jagody, borówki i podobne im roślinki budowały niesamowity, zielony dywan.

Wracamy na północ - do tej "żyjącej" części miasteczka. Po drodze mijamy port i wpadamy na jacht po polskie kabanosy na zagrychę. Miasteczko senne z kilkoma supermarketami, sklepikami i knajpkami. Ponownie odwiedzamy jedyne 2 sklepy ze swetrami. Ceny nadal zaporowe - ok. 900zł.

Podczas spaceru podziwiamy genialne architektonicznie muzem. Wewnątrz jest dość ciekawie zaopatrzony sklepik z przystępnymi cenami. Niestety, brak właściwego rozmiaru swetra :(

Zaraz obok muzeum stoją drewniane kamieniczki, podobne do Bryggen w Trondheim, z małym szczegółem - na ich dachach mewy zbudowały sobie imponujące gniazda. Zaraz obok domków suszą się dorsze - symbol wybrzeży norweskich.

Rejs Lofoty 2011

Dzień 4: Koło polarne

Dodano: 2011-05-25

Po wizycie w Rørvik, krótkim odpoczynku i toalecie ruszamy dalej.

Płyniemy już ponad 30h... minęliśmy miasteczko, kolejny most, piękne widoki. Przed nami jeden z celów podróży - koło polarne (pomnik na wyspie Vikingen)!

Rørvik - koło polarne Vikingen

Moja wachta śpi. Wpada drugi kapitan Tomek L. i urządza pobudkę. Na wpół zaspana ubieram się mrużąc oczy. Wyglądam przez zejściówkę. Wychodzimy na pokład a tam... ziąb, mróz, wiatr, deszcz ze śniegiem... brrrrrr... zimnica okrutna. Jejku jak zimno! Wypijamy maluśki toast, robimy sobie zdjęcia z pomnikiem i uciekamy pod pokład przed zimnem. Jak się później okazało, ten ziąb podczas przekraczania koła polarnego był psikusem przyrody i zbiegiem okoliczności. Już później nie było wcale tak zimno. Prawdopodobnie matka natura chciała, abyśmy dosłownie odczuli moment przekraczania koła podbiegunowego.

Rejs Lofoty 2011

Dzień 5: Svartisen

Dodano: 2011-05-26

Po 6h należnego nam snu budzimy się by podziwiać piękne, ośnieżone góry otaczające fiord, który kończy się kolejnym punktem programu - lodowcem Svartisen. Pogoda zgoła odwrotna od tej sprzed owych 6h - słoneczko, przyjemne, zero wiaterku, delikatne chmurki... a wokół zieleń drzew granicząca z bielą śniegu.

koło polarne Vikingen - Svartisen

W oddali dostrzegamy jęzor lodowca. Już zacieramy ręce :) Według mapy będziemy mieć możliwość "zaparkowania" jachtu i podejścia bliżej. Gdy docieramy na miejsce zastajemy, ku naszemu zdziwieniu, keję bez połączenia z lądem. Wyraźnie była w trakcie budowy - miejsca pod polery, dystrybutory prądu i wody. Obok stara keja, rozsypująca się, bez połączenia z nową, ale z dostępem do lądu. Do starej nie mieliśmy szans zacumować, stajemy przy nowej. Zachodzimy z jachtu i zauważamy, że przewidujący Norwedzy zostawili na keji łódeczkę łupinkę. Szkoda, że bez wioseł.. Pada decyzja! Dwie osoby przedostają się za jej pomocą na ląd z liną i robimy przeprawę promową :) Pomysł genialny, wykonanie przezabawne. to chyba jedno z najpozytywniejszych wydarzeń rejsu.

Połowa załogi rusza w celu zdobycia lodowca. Druga połowa zostaje na jachcie - ponieważ dzień trwa całą dobę, po naszym powrocie wyruszy druga połowa.

Norwedzy bardzo dobrze przygotowali szlak na lodowiec - najpierw szutrowa droga, potem schronisko i skalny szlak zabezpieczony barierkami - do czasu...

Drogę znajdujemy łatwo - znaki dostarczają nam niezbędnych informacji. Mijamy niskie brzózki tryskające zielenią, piękne wodospady i... krowy. Hodowcy mają wspaniałe miejsce na wypas - zwierzęta nie mają gdzie uciec ograniczone lodowcem i wodą. Wydają się być przyjazne, ale trzeba się mieć na baczności - niektórym bykom nie podobają się nasze próby spoufalania się. Niemniej jednak wygrzewające się na soczyście zielonej trawie kremowe krowy z cielakami wyglądają baaaardzo urokliwe.

Lodowiec wydaje się być tak blisko, jeszcze tylko kawałek... A psikus! Wchodzimy na pagórek a za nim - turkusowe jezioro, które trzeba obejść! Nie dajcie się zwieść pozorom - na morzu sztormiak, przy wejściu na lodowiec T-shirt i butelka wody! Jest gorąco! Słońce świeci, zero wiatru, a przed nami jeszcze taki kawał!

Odpoczywamy na ławeczkach, zaglądamy do schroniska/restauracji, podziwiamy wodospady, czytamy tablice informacyjne. W końcu docieramy do źródła wody pitnej będącego jednocześnie końcem szutrowej drogi, a początkiem skalnego szlaku.

Od tej pory ciężko jest mówić o szlaku - na skałach po prostu namalowane są białe strzałki, które po jakimś czasie się kończą i aby dojść do lodowca trzeba się wdrapywać na skałki. Ale bez obaw! Skała co prawda jest gładka, ale szeroka jak jęzor lodowca, więc nie ma niebezpieczeństwa.

Dochodzimy do wodospadu z lodowca. wysoko, niebezpiecznie i głośno. Tam niestety możliwa droga dojścia się urywa. Wracamy i decydujemy się wdrapywać. W końcu docieramy!

Svartisen Gård - lodowiec

I szok! on naprawdę jest niebieski! Wysoki, majestatyczny. Kolejny punkt wycieczki zdobyty! Niestety, lodowiec ciągle się kurczy i cofa...

W drodze powrotnej podziwiamy piękne widoki na turkusowe jezioro, wodospady i niesamowitą fakturę oraz kolory skały ukształtowanej i odsłoniętej przez cofający się lodowiec.

Rejs Lofoty 2011

Dzień 6: Værøy

Dodano: 2011-05-27

Słońce, żagle i bajdewind, a więc fale i zimna woda towarzyszyły nam przez ostatnie cztery godziny przed upragnionymi Lofotami.

W końcu na horyzoncie pojawiają się Rost i Værøy. Postanawiamy zatrzymać się na tej drugiej. Niestety infrastruktury żeglarskiej brak. Stajemy w porcie rybackim. Na próżno szukamy prysznica i toalety. W końcu w pobliskiej knajpce/przystani właściciel udostępnia nam toaletę.

Svartisen Gård - Værøy

Na wyspie znajduje się stanowisko meteorologiczne, z którego rozpościera się wspaniały widok na wyspę, która słynie z koloni maskonurów. Ponieważ staliśmy po drugiej stronie wyspy, chcieliśmy skorzystać z usług firmy organizującej wycieczki wokół wyspy, jednak koszt takiej imprezy tak bardzo nas przeraził, że zrezygnowaliśmy (ok. 200zł od osoby).

W zamian przeszliśmy się na spacer do urokliwego kościółka i zrobiliśmy podstawowe zakupy w niewielkim sklepie. Wracając przeszliśmy się po skalistych nabrzeżem i opalaliśmy się na usłanych żurawiną zboczach.

To, co było najważniejszym punktem czasu spędzonego na Værøy to sztokfisze - suszące się dorsze - symbol Lofotów. Było ich mnóstwo, wchodziliśmy pod bele z suszącymi się rybami i nie mogliśmy się nadziwić, jak można to jeść i wieszać tuż obok domów. Było nie było, widok jest dla nas ciekawy i zdecydowanie przyciąga uwagę.

Bez prysznica, toalety, z niewielkimi perspektywami na atrakcje opuszczamy Værøy i udajemy się się do najpiękniejszej miejscowości na Lofotach - Reine.

Rejs Lofoty 2011

Dzień 7: Reine

Dodano: 2011-05-28

Płynąc do Reine mijaliśmy Mælstrom. Czym jest to miejsce, wie każdy żeglarz. Dla tych niepływających już wyjaśniam.

Mælstrom to przede wszystkim miejsce niebezpieczne, targane sztormami, kapryśnym oceanem arktycznym, wdzierającym się z impetem w płytkie, usiane skałami cieśniny. Tam fale łamią się na płyciznach i ścierają się z gwałtownymi prądami, tworząc kipiele i wiry. Mroki, mgły, opady, chłód - wszystko to dodatkowo utrudnia żeglugę, orientowanie się w położeniu. Okręty żaglowe, skazane na korzystanie z wiatru jako jedynego napędu, były często wystawiane na próby, którym nie potrafiły podołać, wydane na pastwę szybkich prądów morskich, uniemożliwiających skierowanie okrętu we właściwym kierunku, z dala od skalnych raf i rozległych mielizn.

Kapitan powiedział jedynie "Ani o stopień w lewo!" Nie warto kusić losu...

Værøy - Reine

Reine jest tak piękne, jak na folderowych zdjęciach. Nie bez kozery nazywane jest najpiękniejszym miastem Lofotów. urokliwe czerwone domki stawiane na palach z dachami z trawy zapierają dech w piersiach. To, co dla Polaków jest najbardziej niesamowite, to strzeliste, strome skalne góry wyrastające majestatycznie z wody.

Po zacumowaniu wynajmujemy domek, w którym mogliśmy się wykąpać zarówno wieczorem, jak i rano przed wypłynięciem. Rozchodzimy się po wiosce. Po drodze napotykamy sztokfisze, zamknięty kościółek w remoncie (naprawiany przez Polaków) i ciszę... kompletną cisze i spokój.

Oglądamy pamiątki w pobliskim sklepiku oraz rozkład jazdy autobusów. Niestety, kapitan narzucił taki harmonogram, że nie dajemy rady zobaczyć Muzeum Wikingów, do którego chcieliśmy dojechać autobusem.

W zamian obchodzimy zatoczkę i podziwiamy widoki. Po drodze zachwycają nas przecudne skrzynki pocztowe - każda inna, wyjątkowa, niepowtarzalna.

Uwiedzeni barwnym opisem w przewodniku, idziemy na wycieczkę na pobliską górę, z której ma się rozpościerać niesamowity widok. Należy pamiętać, że Norwegowie mają osobliwe pojęcie na temat szlaków turystycznych. Z każdym pokonanym metrem szlak zmienia się w dróżkę, a potem dzikie chaszcze. W trakcie wyprawy zaczyna padać deszcz i nasza dróżka zmienia się w potok. Głos rozsądku każe nam zawrócić. Jednak nie żałujemy - z punktu, do którego doszliśmy widok jest naprawdę imponujący. Podziwiamy otulone śniegiem szczyty pobliskich wysp, zieleń poniżej linii śniegu i pływające żaglówki...

W tym czasie Albert wypożyczył rower i odwiedził koniec świata - miejscowość A (czyt. O). W Recepcji można skorzystać z darmowego internetu i otrzymać wiele ulotek na temat archipelagu.

Rejs Lofoty 2011

Dzień 8: Svolvær

Dodano: 2011-05-29

W przewodniku przeczytaliśmy o lodowym pubie w stolicy Lofotów - Svolvær.

Reine - Svolvær

Same miasto jest brzydkie, wręcz paskudne, a pub... równie nietrafiony. To kontener, w którym stoją podświetlone rzeźby lodowe. owszem, ładne, ale nie warte swojej ceny. ponadto nie jest prawdą, że w cenie wejścia jest drink! Magic Ice można odwiedzić chyba tylko dla sklepu ze swetrami, który mieści się w recepcji. jest dobrze zaopatrzony w odzież i pamiątki.

W pobliskiej przystani liniowca Hurtigruten znajduje się darmowa toaleta oraz przyjazny sklepik z pamiątkami i swetrami w przyjaznych cenach.

A teraz... Na wieloryby czas!

Rejs Lofoty 2011

Dzień 9: Trollfjord

Dodano: 2011-05-30

Nasz wachta zawsze miała szczególne szczęście - zazwyczaj zaczynaliśmy kolejny odcinek trasy i zazwyczaj go kończyliśmy. Nie inaczej było i tym razem. Ze Svolvær wypływamy w deszczu. Pogoda nas nie rozpieszcza, jest ciemno i pochmurno.

Svolvær - Trollfjorden

Po kilku godzinkach na silniku wpływamy między wyspy i podziwiamy odbijające się górny w kryształowo płaskiej powierzchni wody. Omijamy wysepki, skały, góry, by w końcu wpłynąć między dwie pionowe ściany.

Przeciskamy się między nimi i znajdujemy się w Trollfjorden. tu naprawdę mogą żyć tylko trole! Cumujemy na końcu fjordu przy malutkiej keji. Ledwo się mieścimy. Otaczają nas wodospady, łachy śniegu, niesamowita zieleń krzewów i... kapiący deszcz. Część ekipy postanawia wybrać się na szczyt pobliskiego wzniesienia, skąd rzekomo roztacza się niesamowity widok. My rezygnujemy. Postanawiamy obejść fiord brzegiem, poobserwować ptaki, wodospady itp. Później okazało się, że dobrze zrobiliśmy. Druga część grupy z powodu niebezpiecznego i śliskiego lodu i śniegu zrezygnowała w połowie drogi z dalszej wspinaczki.

Trollfjorden jest miejscem szczególnym, pięknym i malowniczym. Na pewno warto go odwiedzić, gdyż nie bez przyczyny dostał nazwę fjordu troli. Pionowe ściany zatoki, wodospady, rzeczki i zieleń flory powodują, że człowiek czuje się tu naprawdę jak w baśniowej krainie.

Rejs Lofoty 2011

Dzień 10: Andenes i wieloryby

Dodano: 2011-05-31

Po wizycie w Trollfjorden mijamy archipelag Vesteralen i kierujemy się go "stolicy wielorybów" - Andenes. Pogoda nam sprzyja - świeci słoneczko, wiatr wieje w sam raz.

Gdy dopływamy okazuje się to, co zwykle w północnej Norwegii - brak zaplecza żeglarskiego: nici z portu, sanitariów itp. Do sklepu mamy kawał drogi. Na dodatek znów zaczyna padać deszcz :/

Trollfjorden - 
Andenes

Andenes jest brzydkie. Trochę zaniedbane, opuszczone, z dziurawymi drogami i starymi samochodami. Oprócz maskonurów i orłów bielików wyspę zamieszkują także inne gatunki ptaków - kormorany czubate i mewy trójpalczaste, których jaja są wybierane i spożywane przez miejscowych. Jest to strefa najczęstszego występowania zórz polarnych, których oczywiście w maju nie sposób podziwiać. Ale coś w tej mieścinie przyciąga całkiem sporo turystów - wieloryby.

Dawną bazę wielorybniczą przerobiono na ośrodek badań i muzeum. To tutaj organizowane są wielorybnicze bezkrwawe safari. Obecność wielorybów to zasługa szelfu kontynentalnego i szybko obniżającego się dna oceanu.

Oczywiście nie chcemy płacić za wycieczkę statkiem, skoro mamy swój jacht. Rano więc podpytujemy, gdzie są wieloryby, o której wypływa statek itp. Przed samym nieodpłynięciem ktoś z ekipy zdobywa konkretną pozycję wieloryba. Nasz plan wygląda następująco: wpływamy przed statkiem (bo płyniemy od niego wolniej) i kierujemy się na wskazaną pozycję. Statek nas wyprzedza, dociera do wieloryba, my za nim.

Plan świetny, gorzej z realizacją :/ Zgodnie z ustaleniami wypływamy wcześniej. Manewrujemy w porcie gdy nagle ktoś upuszcza odbijacz... Akcja ratunkowa odbijacza stanowi dla turystów wspaniałą atrakcję - nasze ósemki, krzyki i przepłynięcie 10cm nad mielizną musi faktycznie wyglądać zabawnie. Nam jednak nie jest do śmiechu - statek nas wyprzedza i wcale nie płynie w kierunku wieloryba!

Silnik zasuwa, gonimy statek i... widzimy! Są! Okazuje się jednak, że to nie wieloryb, a zwabione pokarmem wypuszczanym z łodzi zimnolubne delfiny. Focimy, krzyczymy podekscytowani. Euforia solidnie podnosi nam ciśnienie. Tymczasem statek odpływa w nieznane. Gonimy go. Niestety, mimo użytych lornetek w końcu znika nam z oczu.

Mając solidny zapas czasu postanawiamy się nie poddawać i trochę pokrążyć. I nagle z wody wyłaniają się czarno-białe grzbiety. Orki! Rany! Zobaczyć orkę na wolności! Ciśnienie z radości podskakuje nam jeszcze bardziej. Coś niesamowitego. Wyłączamy silnik, aby za szybko nie odpłynęły. Jest ich około 9-12. Trzy grupy po kilka sztuk. No, skoro zobaczyliśmy orki, to czemu mamy nie zobaczyć wieloryba? Pływamy dalej. Statek w końcu wracając mija nasz jacht.

Krążymy już kilka godzin. Kładę się w mesie w ciuchach z aparatem w dłoni. Nagle budzi mnie ręka kapitana ściskającego moją nogę i szepczącego: "Są.....". I nagle krzyk pod pokładem: 'Są! Są! Są!" Chwytam za aparat i wyskakuję na pokład. W oddali widać jak coś robi wielkie "puuffff" - fontannę wody. Zwierzę jest sporych rozmiarów. Płyniemy coraz bliżej w kierunku pojawiającej się co jakiś czas fontanny. Nie udaje się nam jednak go dogonić. Wreszcie z fal wyłania się wielki ogon - ten moment można uchwycić aparatem tylko przez kilka sekund.

Gdy emocje opadły, zadowoleni, szczęśliwi, uradowani i z "bananami" na twarzy ruszmy ku końcu podróży.

Rejs Lofoty 2011

Dzień 11: Husøy

Dodano: 2011-06-01

Mamy spory zapas czasowy, więc postanawiamy zatrzymać się byle gdzie. Wiatr zanosi nas do Husøy - wioski rybackiej zajmującej całą, acz niewielką wysepkę połączoną z lądem trzystumetrową groblą.


Andenes - wieloryby - Husøy

W Husøy generalnie nic nie ma. To wioska żyjąca z połowów ryb i ich przetwórstwa. Gdy idziemy się przejść zauważamy busa z napisem: "Catering Kraków". Nie, to nie żart. Wołamy resztę ekipy. Okazuje się, że na wyspie 20% ludności stanowią przyjezdni Polacy, którzy pracują tu przy rybkach. Jeden z nich informuje nas, że kilka domów dalej rybacy niechcący złowili rekina i można go zobaczyć. Ruszamy. Rekin o długości 1,5m leży zakrwawiony na betonie. Oczy ma przerażające, a zęby jeszcze straszniejsze.

Spotkany Polak rekomenduje przejście się na wzniesienie na lądzie, skąd roztacza się bardzo ładny widok na wyspę. Zapraszamy go do siebie na pokład na pogawędkę. Obiecuje przyjść po pracy z norweskim przysmakiem - łososiem :)

Wizyta gościa mija w ciepłej atmosferze przy sporej ilości alkoholu :P Łosoś naprawdę smaczny :)

Rejs Lofoty 2011

Dzień 12: W drodze do Tromsø

Dodano: 2011-06-02

Ponieważ ekipa musi wytrzeźwieć, wyruszamy następnego dnia (a konkretniej nocy) w blasku złotego słońca. Widoki jak zwykle zapierające dech w piersiach. Pogoda cudna. Przelatujące chmurki, błogi wietrzyk, szum fal... żyć nie umierać...

Husøy - Tromsø

Podczas wpływania do Tromsø mijamy tańszą marinę. Niestety jest ona oddalona o spory kawał drogi od centrum, więc tylko tankujemy, myjemy jacht i płyniemy dalej. Po drodze podziwiamy m. in. budowaną wierzę wiertniczą.

Rejs Lofoty 2011

Dzień 13: Tromsø

Dodano: 2011-06-03

Samo Tromsø nie jest jakoś bardzo szczególne. Jak na Norwegię to duże uniwersyteckie miasto. W centrum występuje duża liczba domów drewnianych, z których większa część pochodzi z XIX wieku. Warto też zobaczyć nowoczesny kościół - Katedra Arktyki zaprojektowana tak, by odzwierciedlała charakter terenów arktycznych. 11 iglic nawiązujących wyglądem do lodowych szczelin i zorzy polarnej, ma przedstawiać 11 wiernych do końca apostołów. Wewnątrz znajdują się organy piszczałkowe w kształcie statku. Całą wschodnią ścianę zajmuje wielki witraż.

Będąc w Tromsø należy koniecznie odwiedzić Poalrię. W ogromnych zbiornikach z rybami można zobaczyć najbardziej popularne gatunki ryb z Morza Barentsa i okolic Svalbardu, a także skorzystać z okazji i obejrzeć film panoramiczny pokazujący lot nad Spitsbergenem. No i oczywiście obejrzeć karmienie fok - wielkich tłustych ssaków, które przepływają ponad naszymi głowami, gdy przechadzamy się podwodnymi tunelami.

Z powodu kiepskiej pogody, a wiec i złej widoczności, zrezygnowaliśmy z wycieczki kolejką linowa Fjellheisen. W zamian za to poszliśmy na piechotę do ogrodu botanicznego. Wycieczka za koło polarne ma zasadnicza zaletę - nie ma nocy :) Spacer urządziliśmy sobie o drugiej w nocy, a mimo to zdjęcia wyszły całkiem ładne.

To by było na tyle. O siódmej jedziemy autobusem tunelami na drugą stronę wyspy, skąd odlatujemy do Oslo.

Rejs Lofoty 2011

Dzień 14: Oslo

Dodano: 2011-06-03

Oslo wita nas upałem. Ponad dwadzieścia stopni. Zjeżdżamy do centrum z lotniska głównego i zostawiamy bagaże w przechowalni. Z mapą i przewodnikiem ruszamy na podbój miasta - mamy tylko 4h.

Tromsø lotnisko - Oslo lotnisko Gardermoen Oslo lotnisko Gardermoen - Oslo

Sama stolica jest czysta, zadbana, ładna i... tłoczna. Ponieważ pamiątki są drogie, chcemy je kupić z tax free. Po dokonanych zakupach nie zdążyliśmy jednak odebrać podatku na dworcu. A na mniejszym, odległym lotnisku Pani chciała tego dokonać przelewem na kartę kredytową. Ponieważ takowej nie posiadaliśmy i na dodatek źle ją zrozumieliśmy (i nie wzięliśmy podpisu od norweskiego celnika), nie mogliśmy odebrać podatku w Polsce :( Na przyszłość będziemy mądrzejsi.

Oslo - Oslo lotnisko Rygge Oslo lotnisko Rygge - Gdańsk lotnisko