Byczenie się całkowite i leżenie do góry brzuchem to nie dla nas. No bo ile można plażować? Przed wyjazdem do Turcji wiele osób poleciło nam rafting. Miała to być niesamowita rozrywka. Postanowiliśmy spróbować.
Na rafting można wybrać się oczywiście z Rainbow, ale to kosztuje - 45EUR (chyba, nie chcę kłamać). Dla porównania ceny lokalnych biur podróży:
- Kapadocja:40-60EUR
- Demre-Myra-Kekova: 25-40EUR
- Pamukkale: 25-35EUR
- Antalaya City Tour: 5EUR
- Alanya City Tour: 6-10EUR
- Turecka tradycyjna wieś: 10-15EUR
- Wycieczka statkiem po rzece Manavgat: 15EUR
- Wycieczka po morzu statkiem w Alanyi (delfiny): 20EUR
- Rafting: 15-20EUR
- Green Kanion: 35EUR
- Jeep Safari: 20-25EUR
- Łaźnia turecka: 15-20EUR
Ceny w
Rainbow są 2-3 razy wyższe. Wszystkie programy wyglądają praktycznie tak samo. Pytanie - czy upieramy się przy naszej firmie, czy ryzykujemy? My naczytaliśmy sie o firmie
Leny, prawdopodobnie Rosjanki organizującej wycieczki po najniższych cenach.
W internecie można znaleźć sporo opinii na jej temat - zarówno pozytywnych, jak i negatywnych. Ciężko ocenić, czy inne miejscowe biura są lepsze czy gorsze. Zaryzykowaliśmy wycieczkę z firmą Leny.
Jeszcze przed wyjazdem z Polski otrzymaliśmy na maila pełną informację dotyczacą oferty jej biura. Na miejscu wysyłamy SMSa z nazwą hotelu i nr pokoju. Chwilę później telefon. Dogadujemy sie po polsku i umawiamy na wycieczkę - rafting :)
Następnego dnia, zgodnie z zaplanowaną godziną przyjeżdża po nas autobus. Kierowca dzwoni do pokoju i zaprasza nas do busa. Zajeżdżamy po drodze jeszcze po innych uczestników wycieczki. W trakcie jazdy przewodni zbiera od nas umówioną kwotę. Po drodze opowiada, żartuje itp. Mówi po niemiecku i rosyjsku i turecku. Nam na angielski tłumaczy jego zaprzyjaźniona koleżanka. Bez zarzutów.
W trakcie jazdy wspinamy się po krętej i wąskiej drodze. Dowiadujemy się, że temperatura w płynącej w dole rzeki nie przekracza 7 stopni. Kolor wody nieziemski - lazur o najpiękniejszym odcieniu.
Na miejscu dzielą nas podgrupy po 10 osób. My trafiamy do grupy młodych, rozrywkowych Rosjan. Opiekunowie opowiadają nam, co będziemy robić - przenosimy razem ponton, wsiadamy (opisuje jak siedzieć i jak wiosłować i na jakie komendy kto ma wiosłować), płyniemy, potem przystanek przy skale 20m, z której możemy skoczyć do rzeki (!), potem znów płyniemy, przystanek na obiad (w cenie) w postaci grila (napoje płatne dodatkowo), na koniec znów płyniemy. W trakcie imprezy ktoś z brzegu będzie nas filmował i robił zdjęcia, które na koniec możemy kupić (50zł płyta CD z filmikiem).
Można wypożyczyć piankę - 2EUR od osoby. Pianka nie pachnie najładniej - najwyraźniej ktoś wcześniej nieźle się w niej spocić, ale temperatura wody skłania nas do wypożyczenia.
Ruszamy. Towarzystwo okazuje się wesołe, pogodne, a przewodnik równie rozrywkowy. Należy pamiętać, że przepływające pontony nieuchronnie będą nas chlapały - takich bitew na rzece będzie bez liku :)
Przystanek na odpoczynek, kamienisty, ale łagodny brzeg, można się wykapać, bo zatoczka jest bezpieczna i cieplejsza.
Płyniemy dalej. Był to okres wojny gazowej Rosja-Grecja. Przepływamy obok kajaków. Młoda blond Rosjanka pyta się kajakarza skąd jest, gdy ten odpowiada, że z Grecji, ona na to: "oooo! to Wy nam za gaz nie płacicie, dlatego Wam go zakręcimy!" Oczywiście powiedziała to w taki sposób, że wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. Przewodnik niejednokrotnie specjalnie "wpuszczał nas w maliny", a ściślej w najbardziej wartki nurt rzeki. rzecz jasna, aby zabawa była jak najlepsza.
Drugi przystanek - skok. Ale aby skoczyć, trzeba dojść do skały, a konkretniej przejść przez nurt rzeki po pachy (przypominam - woda 7 stopni). Robimy wężyka i przewodnik slalomem (!) dla zabawy prowadzi nas przez rzekę. Świetna zabawa.
Przed skokiem uprzedzono nas, że lepiej zostawić buty, chustki i okulary na brzegu. Przechodzimy na czworakach po skałkach. 20m niżej zatoczka a'la fiord - 10m szerokości, ale bez nurtu. Skacze kolega przewodnika, wypływa... Przekonują nas, że w tym konkretnie miejscu jest to całkowicie bezpieczne. Powiem szczerze - jak się patrzy, jak inni skaczą, to to nie jest nawet tak bardzo przerażające, ale jak się stoi nad przepaścią, sytuacja staje się o wiele bardzie poważna... No ale w końcu raz się żyje tak? No takich atrakcji na co dzień się nie ma! Decydujemy się na skok.
Schodzę do przewodnika, on czeka aż chłopak skaczący wcześniej wypłynie i odpłynie na bezpieczna odległość. W tym czasie trzyma mnie za ramię, abym się nie ześlizgnęła. Skok... Lot... Trwa długo... długo... i nagle uderzenie o taflę (wcale nie lekkie) i długie, długie wypływanie ku powierzchni. Coś niesamowitego!
Płyniemy dalej, oczywiście w dobrych humorach, z atrakcjami rzecznymi - obroty, chlapanie, zanurzanie, wypływanie itd.
Przerwa obiadowa. Obiad jak to grill - nie jest to wybitna kuchnia, ale można się najeść i być potem zadowolonym.
Ostatni etap upływa równie szybko, jak pozostałe - jak człowiek dobrze się bawi, to czas zawsze leci zdecydowanie za szybko. Na koniec zawożą nas do knajpy, gdzie czekamy 20min i oglądamy film - kto chce, kupuje. My się nie skusiliśmy. Trochę prymitywny, ale z humorem. Generalnie bez rewelacji, ale pamiątka fajna.
Zostajemy odwiezieni do hotelu. Zdążamy na kolację. wycieczka trwała od 9tej do 18stej. Bawiliśmy się świetnie. Nie mamy zastrzeżeń do biura pani Leny. Nie było polskiego przewodnika, ale nasza skąpa znajomość niemieckiego i rosyjskiego pozwoliła nam się bardzo dobrze dogadać z opiekunem i resztą grupy. Rafting zdecydowanie był wart tych 15EUR które wydaliśmy (+2EUR za piankę) - wrażenia pozostają niezapomniane. Gdybym jednak miała zapłacić Rainbow te 45EUR, to bym się dobrze zastanowiła, czy warto. Należy pamiętać, że to nie była wycieczka turystyczna, a rozrywkowa, a do tego polski przewodnik nie jest potrzebny. Dziękujemy Lenie za miły dzień.