AirAsia, czy jak wnerwić człowieka na urlopie
Chwila dygresji związana z AirAsia. Pierwszy minus zarobili nie informując hotelu o godzinie naszego przyjazdu (przez co nie odebrano nas z lotniska) - choć prawdę mówiąc wcale bym się nie zdziwiła, gdyby to Khmerzy nas oszukali.
Ale na tym nie koniec. Na dwa dni przed wylotem do Kambodży ta h... linia lotnicza poinformowała nas, że nasz wylot 02 lipca wieczorem (po planowanym drugim dniu w Angkor ), się nie odbędzie i proponują nam wylot tego dnia rano. To oznacza jeden dzień w Angkor - trochę słabo, nie po to się leci do innego kraju i płaci za wizę, aby być tam jeden dzień. Odpisaliśmy, że z chęcią polecimy 03 lipca rano lub 03 lipca wieczorem. Zgodzili się na 03 lipca rano. W dniu wylotu do Siem Reap napisali, że to niestety jest niemożliwe. W rezultacie musieliśmy lecieć 04 lipca rano i straciliśmy jeden dzień w Bangkoku. To skutkowało koniecznością wykupu lotu na wyspę Koh Samui, zamiast podróżą pociągiem nocny. W efekcie AirAsia odwołując nasz lot, uniemożliwiając nam wybór innego, rzekomo pierwotnie wolnego lotu, zmusiła nas do wykupu u siebie kolejnego lotu z Bangkoku na Koh Samui po pobycie w Kambodży.Musieliśmy przez to jeszcze dokupić dwie noce w Kambodżyzamiast jednej nocy w Bangkoku.
Opisuje to, aby każdy kto tak chwali sobie rzekomo tanie loty AirAsia miał świadomość, że są to bardzo niesłowne, tanie linie lotnicze o jakości azjatyckiej.
Czym po Angkorze
Small Circle w Angkor w rezultacie jedziemy tuk-tukiem. Nasze rozwiązanie okazuje się najlepszym, jakie mogliśmy wybrać. Oto dlaczego:
- Angkor jest gigantycznym kompleksem - to miasto, a nie jedna świątynia, czy zbiór świątyń obok siebie. Angkor to opustoszałe miasto w sercu dżungli, w którym kolejne budynki są od siebie oddalone po kilka kilometrów. Od samych bram-kas do najbliższego budynku jest spory kawałek.
- W związku z powyższym zwiedzanie piechotą w ogóle nie wchodzi w grę.
- Jest bardzo ciepło i parno. Około 16stej zaczyn padać. Zrywają się ulewy, a wręcz burze. Jazd samochodem to nieustanne wchodzenie do klimatyzowanego, zamkniętego pojazdu. Khmerowie i Tajowie uważają chyba, że lubimy temperaturę 17 stopni Celsjusza zawsze i wszędzie, nie oszczędzając więc na klimatyzacji. Możliwy skutek? Szybkie przeziębienie lub problem z górnymi drogami oddechowymi lub gardłem. Poza tym samochód ogranicza pole widzenia - nie można obserwować otoczenia w trakcie jazdy - a widoki bywają ciekawe.
- Odległości są całkiem spore. Nie zawsze jedzie się w cieniu. A słońce bywa niemiłosierne. Zazwyczaj warto przejść przez świątynię i wyjść z jej drugiej strony. Od wejścia do świątyni w jej głąb czasem też jest spory kawałek. W związku z tym rower nie jest najlepszym rozwiązaniem. Nie wyobrażam sobie jeżdżenia nim w tej duchocie. Rower mocno ogranicza z uwagi na to, że zawsze trzeba po niego wrócić, a nie można go przenieść przez budynek. Rower jest rozwiązaniem całkiem dobrym jeśli ktoś chce spędzić w Angkorze mniej więcej tydzień.
Biorąc pod uwagę powyższe, jesteśmy na 100% przekonani, że wybór tuk-tuka to strzał w dziesiątkę. W tuk-tuku śmiało mogliśmy zostawić rzeczy, mieliśmy dostęp do zimnej wody, zamiast klimatyzacji czuliśmy powiew wiatru, głowy przed deszczem i słońcem chronił nam dach, a jednocześnie się nie męczyliśmy i mieliśmy widok praktycznie 360 stopni wkoło. Kierowcy podwozili nas pod same wejścia i zabierali najczęściej po drugiej stronie budynku. Rozwiązanie mega wygodne.
Mieliśmy szczęście być w Kambodży na początku lipca. Wówczas zaczyna się pora deszczowa. Drzewa nie były ogołocone z liści, a ziemi nie wypaliło siarczyste słońce. Angkor się pięknie zazielenił. Najlepsze słońce jest od 8mej do 11stej - nie jest za wysoko, dzięki czemu światło jest najlepsze do robienia zdjęć. Popołudnie to już gorszy pomysł - od 16stej do 19/20stej pojawiają burze (przynajmniej na przełomie czerwca i lipca). W Angkorzenie wytrzyma się dłużej niż 6-7h (zresztą kierowcy nie będą chcieli dłużej jeździć). Nie macie co liczyć, że wytrzymać dłużej niż do 15stej.
Wiele osób trudzi się, aby omijać tłumy turystów. Nam jakoś te tłumy doskwierały tylko w Bayon. Poza tym żadnych tłumów nie było (w czasie naszego pobytu). Byli turyści, ale w ilościach na tyle nieszkodliwych, że nawet mnie (!) nie przeszkadzali. Część osób opisuje, jak to targowali się z kierowcą, aby pojechał ich indywidualną trasa, a nie popularnym Small Circle lub Grand Circle. Kierowcy robią to niechętnie, bo wymaga to od nich myślenia i postępowania niestandardowego. Stąd też pewnie wyższa cena takiego objazdu. Z naszego doświadczenia - nie warto.
Ponieważ koszt biletu jednodniowego to 20USD, a trzydniowego 40USD (a tygodniowego 60USD), a AirAsia urządziła nas w dodatkowy, trzeci dzień w Siem Reap, nie było sensu się zastanawiać - wzięliśmy bilet trzydniowy za 20USD, choć mieliśmy zamiar być w Angkorze tylko dwa pierwsze dni. Ale kto wie? Może trzeciego dnia tez pojedziemy?
Angkor Small Circle
Bnteay Kdei
Pierwszym punktem jest Koniec Small Circle jest jego koniec, czyli Bnteay Kdei, zwany "twierdzą Chambers" albo "Cytadelą Mnichów". Ta buddyjska świątynia w stylu Bayon powstawała od połowy XII do początku XIII wieku ne w czasie panowania Dżajawarmana VII. Jest podobna w planie do Ta Prohm i Preah Khan, jednak mniej skomplikowana i ozdobna. Ten buddyjski kompleks klasztorny jest obecnie zniszczony z powodu wadliwej konstrukcji i niskiej jakości użytego piaskowca, a obecnie jest w trakcie renowacji.
W Banteay Kdei król Jayavarman oddawał cześć swojej matce, ojcu oraz królewskiemu nauczycielowi.
Warto zwrócić uwagę na rzeźby smoków przy wejściu do świątyni oraz liczne płaskorzeźby zdobiące ściany świątyni.
Po przejściu przez Bnteay Kdei warto odwrócić się za siebie - rozpościera się wówczas genialny widok na drzewo wyrastające z bloków klasztoru.
Ta Prohm
Z Bnteay Kdei już tylko kawałek do Ta Prohm. To ten budynek, wraz z Angkor Wat stanowią wizytówkę całego kompleksu. To tutaj rosną majestatyczne drzewa, których korzenie oplatają ściany świątyni, zwanej pierwotnie Rajavihara. Zbudowana w stylu Bayon w 2. poł. XII i XIII wieku nr przez przez króla Khmerów Dżajawarmana VII jako świątynia buddyzmu mahajana oraz uniwersytet.
To tutaj w 2001 r. kręcono film Lara Croft: Tomb Raider. Dziś niestety charakterystyczny korzeń jest odgrodzony - ułożono podest i postawiono płot, który ogranicza możliwość wykonania ładnych zdjęć.
Ta Keo, Thommanon Temple, Chau Say tevoda
Po Ta Prohm czas na kilka mniejszych budynków. Chau Say Tevoda został zbudowany w połowie XII wieku. Jest to hinduska świątynia w stylu Angkor Wat.
Thommanon to jedna z dwóch mniejszych świątyń hinduskich zbudowana w czasie panowania Suryavarmana II. Poświęcona Wisznu i Siwie.
Warto zwrócić uwagę na płaskorzeźby Dewat.
Ta Keo
Ta Keo zwana jest także Kryształową Świątynią. Jej budowę rozpoczął król Jayavarman V. Miała to być nowa świątynia państwowa. Budowla została poświęcona bogu Śiwie. Prawdopodobnie w jeszcze nie ukończony monument uderzył piorun, co wzięto za zły znak i nie kontynuowano budowy.
Prostokątny teren świątyni jest otoczony wyschniętą dzisiaj fosą. Na dolnym tarasie piramidy wznosi się górny o wysokości 5,5 metrów. Sama piramida ma wysokość 14 metrów. Najwyższa platforma piramidy jest zwieńczona pięcioma wieżami.
Voctor Gate i Bayon
Voctor Gate prowadzi do serca okolicy Angor Thom - świątyni Bayon i okolicznych świątyń.
Bayon to zaraz to Angkor Wat i Ta Prohm wizytówka Angkoru. W tej niesamowitej świątyni 216 twarzy śledzi każdy krok zwiedzającego.
Świątynia miała być centrum nowej stolicy państwa, którą stanowiło Angor Thom. Przez fakt, że zespół świątynny był przez stulecia rozbudowywany i rozszerzany, jest bardziej skomplikowany skomplikowany niż inne budowle. Podobno pierwowzorem uśmiechniętych twarzy Buddy był Dżajawarman VII – król Kambodży, który nakazał budowę tej świątyni.
Warto przyjrzeć cię ścianom otaczającym świątynię. Płaskorzeźby ilustrują historyczne opowieści Khmerów. Niezwykle obrazowo przedstawiono na nich życie w XII-wiecznej Kambodży. Na galerii wewnętrznej dostrzec można sceny zaczerpnięte z mitologii hinduistycznej. Mają one szczególne znaczenie dla historyków, gdyż z Angkoru nie zachowały się żadne pisemne świadectwa jego dziejów. Pisano wówczas na liściach palmowych, a te – podobnie jak budowle z drewna – dawno padły ofiarą tropikalnego klimatu.
Taras Słoni i Baphuon
Taras Słoni ma 300 metrów długości i rozciąga się od Baphuon do Tarasu Trędowatego Króla. Na tarasie król dokonywał przeglądu wojsk i innych parad. Rzeźby słoni zostały wykonane z piaskowca z rozkazu Dżajawarmana VII.
Do Baphuon, podobno jednej z najpiękniejszych świątyń, prowadzi podniesiona grobla o długości 200 metrów. Ważne jest to, aby mieć okrycie na ramiona aby wejść na piramidę. Ja niestety swoją chustę zostawiłam w tuk-tuku, ale jakoś nie żałuję tego, że nie weszłam na górę. Obeszłam budowlę wkoło i to mi w pełni wystarczyło.
Phimeanakas
Phimeanakas do złudzenia przypomina budowlę w stylu Majów, jednak była to świątynia hinduistyczna, zwana Niebiańskim Pałacem.
Podobno na szczycie stała kiedyś złota wieża, w której żył magiczny, dziewięciogłowy wąż. Wąż nocą objawiał się królowi pod postacią kobiety, z która król spał przed pójściem do swoich żon i konkubin. Związek z kobietą-wężem gwarantował ciągłość dynastii, a przerwanie go groziłoby śmiercią króla.
South Gate Angkor Thom
Brama połudiowa jest najlepiej zachowaną spośród wszystkich bram Angkor Thom. Na grobli, która do niej prowadzi, widnieją 154 kamienne posągi po jednej stronie bogów, po drugiej demonów trzymających kobrę.Twarze na wieży bramy patrzą w cztery strony świata. Po obu tronach bramy można dostrzec Erewana - trójgłowego słonia, który nosił na swym grzbiecie hinduskiego boga Indrę.
Angkor Wat
Zwieńczeniem naszego dnia jest wizyta w świątyni-symbolu - Angkor Wat. Docieramy na miejsce w momencie, kiedy zaczyna padać. Rzesze turystów chowa się pod parasolami i płaszczami foliowymi. Otaczające świątynię ciemne chmury dodają jej ciekawego uroku.
„Gdy wyruszysz do Angkoru, nie wrócisz sobą” - to prawda. Każda świątynia jest niepowtarzalna, inna, zadziwiająca. Angkor Wat dodatkowo onieśmiela. Człowiek staje się małym trybikiem w nieustającej machinie dziejów.
Pierwotnie poświęcona bogu Wisznie, ma odzwierciedlać hinduski kosmos. Plan oparty jest na mandali, pięć wież ma przedstawiać pąki lotosu, symbolizujące górę Meru - siedzibę bogów. Fosa ma symbolizować ocean kosmiczny, a mury zewnętrzne - krawędź świata.
Płaskorzeźby i inne dekoracje ścienne (a jest tam 600 metrów reliefów i około 2000 wizerunków aspat) budzą zachwyt kunsztem wykonania. Co ciekawe dla architektury Khmerów, świątynia skierowana jest ku zachodowi - symbolowi śmierci.
Mocno zmęczeni około 16:30 wracamy do hotelu. Wieczorem postanawiam zjeść w nim Amok Chicken i Amok Fish - dania z charakterystyczna dla Khmerów przyprawą. Prawdę mówiąc - nic specjalnego, jakoś smak tej przyprawy nie przypadł mi do gustu, ale warto spróbować.
Polecam http://www.abckambodza.pl/.