Z lotniska w Gdańsku wylatujemy samolotem linii Wizzair o godz. 9:15, na lotnisku w Kolonii-Bonn lądujemy 11:00. Koszt biletów (tylko bagaż podręczny): 39zł/os.
Kolonia wita nas lekką mżawką. Pierwszą przeszkodą okazuje się kupno biletu autobusowego do miasta - automaty biletowe przyjmują tylko monety, a my niestety bilonu nie posiadamy. Wracamy więc na lotnisko i kupujemy wodę aby rozmienić banknot. Inwestujemy w bilet całodzienny: 9EUR/os. Najpierw jedziemy autobusem 161 do stacji Porz Markt, a potem tramwajem nr 7 do Heumarkt.
Ponieważ pogoda nie dopisuje, postanawiamy nasze pierwsze kroki skierować do Muzeum Czekolady.
Przy Muzeum z uwagi na deszcz szybko przechodzimy tylko przez pierwszy jarmark bożonarodzeniowy - Kölner Hafen-Wihnachtsmarkt. Aktualnie postanawiamy nie zaglądać na stragany tylko szybko schować się przed deszczem w budynku Muzeum. Kolejka zarówno do szatni jak i po bilety jest niemała. Cena biletu: 9EUR/os.
W Muzeum zwiedzanie zaczynamy od źródła słodkości - ziaren kakaowca :) Poznajemy cykl rozwoju rośliny, kolejne etapy zbiorów i przetwarzania ziaren. Wchodzimy do mini-szklarni, ale nie udaje się nam tam znaleźć kakaowca :P W końcu przechodzimy do dużej hali, w której mamy okazję podziwiać kolejne etapy wytwarzania czekolady - mielenie, mieszanie, przyprawianie, wylewanie do form i pakowanie. Ta część ekspozycji zdecydowanie jest dla nas najciekawsza. Spędzamy tu dużo czasu. Najpierw zapatrzeni obserwujemy łączenie kolejnych składników czekolady, a potem jej formowanie w zajączki, mikołaje, renifery itp.
Dodatkową atrakcją jest degustacja przepysznej czekolady z gigantycznej fontanny.
Podziwiamy wspaniałą pracę pani pakującej czekoladowe mikołaje:
W końcowej części muzealnej oglądamy dawne etykiety czekolad, wystawę sklepu ze słodyczami i reklamy słodyczy. Wyjście z Muzeum poprzedza wizyta w sklepie, w którym jest dosłownie wszystko z czekolady - samochodziki, mikołaje, misie, króliki, pralinki itd. Uczta nie tylko dla brzucha, ale także dla oka.
W czasie naszego zwiedzania pogoda się poprawiła, więc obchodzimy Kölner Hafen-Wihnachtsmarkt. Podziwiamy wspaniałe domki, rękodzieła i biżuterię. Mało tu jednak ozdób typowo świątecznych. Nasza uwagę przykuwa ciekawie opiekana ryba: ognisko jest "przykryte" trójkątnym "dachem" z desek, do których od wewnętrznej strony przybite są rybie filety (skórą de deski). Zapewnia to opiekanie przez płomienie mięsa w delikatny i naturalny sposób.
Zapachy wywołują u nas burczenie w brzuchu. Idziemy więc na kolejny jarmark na obiadek. Wracamy na Heumarkt, gdzie kończy się Kölner Altstadt "Heimat der Heinzel".
Na Heumarkt jest mnóstwo ludzi, ciężko się przemieszczać. Można za to pojeździć na łyżwach, zagrać w grę przypominającą curling i dobrze zjeść. Nas kusi tutejszy pieczony w mundurku ziemniak, który po przecięciu może być faszerowany różnymi dodatkami. Decydujemy się na ziemniaka na bogato: z serem, wędliną, sałatką i sosem. Pycha! Wielki faszerowany ziemniak na ciepło jest bardzo sycący, smaczny i stosunkowo niedrogi: 5EUR.
Z pełnymi brzuchami ciężko chodzić, więc postanawiamy zrobić zakupy w Primarku nim zdążą go zamknąć. Jedziemy na Neumarkt (tramwaje 1, 7, 9) (można tam z powodzeniem przejść się na piechotę, ale nam szkoda nóg skoro mamy bilety całodzienne).
Przechodzimy szybko przez Markt der Engel auf dem Neumarkt do Primarku. A tam... O zgrozo jeszcze większe tłumy! Totalne szaleństwo zakupowe! Kilka pięter, mnóstwo ciuchów i jeszcze więcej ludzi. Dobra rada - pakuj do torby zakupowej wszystko, co Ci się spodoba, a na koniec eliminuj ubrania, których nie chcesz. Ewentualny powrót po jeden ciuch, który jednak po namysłach chcemy kupić, a którego nie wzięliśmy od razu, wiąże się z koszmarem poszukiwań i omijania dziesiątek osób. Na szczęście nie ma kolejek do kas - jest ich tyle otwartych, że nie zajmuje to nam dużo czasu.
Wracamy na Markt der Engel auf dem Neumarkt. Jest cudownie! Wspaniała, duża karuzela, pięknie świecące ozdoby na drzewach otaczających Neumarkt i przede wszystkim - niesamowite towary na straganach! Klosze papierowa na lampki w formie ażurowych gwiazd, ozdoby do powieszenia robione z suszonych owoców, niezaliczone kształty foremek do ciastek, misternie robione domki i drewniane ażurowe ozdoby do powieszenia na choinkę. Podobają nam się ciekawe świeczniki na podgrzewacze: w zewnętrzny mleczny kielich z czarnymi konturami włożony jest wewnętrzny, pomalowany samymi kolorami. Gdy włoży się podgrzewacz, wewnętrzny kielich powoduje rzucanie barw na zewnętrzny. Tym sposobem np. wzór kościółka w śniegu, trzech mędrców w drodze do szopki itp. miga barwami zgodnie z ruchem płomienia, podczas gdy kontury obrazu są stałe i wyraźne.
Zauważmy stoisko z bombkami - jest to domek, do którego wpuszczana jest ograniczona liczba osób, więc kolejna sięga kilkanaście metrów. Postanawiamy, że dziś obejrzymy tyle, ile się da, a jutro tu wrócimy na ewentualne zakupy i wtedy wejdziemy obejrzeć bombki. Bierzemy z sobą tylko ulotkę z nową kolekcją bombek i ich cenami - zawrotnymi!
Naszą uwagę przyciągają stoiska z grzanym winem - są na każdym jarmarku i na każdym wino jest podawane w innym, charakterystycznym dla jarmarku kubku. Kupując wino płaci się 2EUR za napój i 2EUR zastawu za kubek. Jeśli się kubka nie odda, traci się zastaw, ale ma się oryginalną pamiątkę. W ten sposób można zebrać kilka świątecznych kubków. Ten na Neumarkt jest klasyczny, biały z aniołkiem, więc się na niego nie kusimy.
Oczarowani, w iście świątecznym nastroju, idziemy piechotą na główny jarmark w Kolonii: Weihnachtsmarkt am Kölner Dom.
Jest godzina 18sta - na jarmarku mnóstwo ludzi, ciężko się przecisnąć między ludźmi do straganów. Weihnachtsmarkt am Kölner Dom urzeka baldachimem lampek rozpostartych od ogromnej choinki na skraje głównego placu jarmarku. Swoje kroki kierujemy pod scenę, na której grane są wesołe świąteczne piosenki. Udziela nam się jeszcze bardziej ten wesoły świąteczny nastrój. Ludzie klaszczą, przyśpiewują, a nam uśmiechy nie schodzą z twarzy. Przy głównym ryneczki jarmarku gotowane są potrawy, których zapach ponownie wywołuje u nas burczenie w brzuchu. Ja decyduję się na Apfel-Schnitzel z sosem waniliowym. Niebo w gębie! każdemu polecam! Pycha! O. decyduje się na kiełbaskę biała z grilla z musztardą. Jemu również smakuje.
Pijemy grzane winko przysłuchując się granym i śpiewanym kolędom. Oglądamy bombki i podziwiamy drewnianych dziadków do orzechów.
W końcu decydujemy się na przejście przez Kölner Altstadt "Heimat der Heinzel" na Alter Markt.
Zaraz za wejściem dostrzegamy stragany z biżuterią - wspaniałe, przepiękne ręcznie robione srebrne i złote wyroby połyskują w blasku świątecznych lampek. Zaraz obok mienią się wisiorki ze szkła weneckiego i bursztynu. Można też nabyć bardzo drogie zegarki. Po drugiej stronie alejki można wybrać sobie pasek dowolnego koloru i szerokości oraz jedną z kilkudziesięciu oryginalnych klamer. W jednej z alejek nasza uwagę przykuwają pachnące ozdoby wykonane z bakalii i przypraw - wyglądają i pachną przepięknie! Cena: od 4EUR w górę
Po drugiej stronie alejki oglądamy oprawy na kalendarze i pamiętniki. Są skórzane, szyte, wytłaczane, z oryginalnymi zapięciami w stylu średniowiecznym, cena: od 15EUR w górę.
Nie bark tu także karuzeli. Tym razem jest to mały diabelski młyn. Oczywiście można kupić grzane wino. Nas kuszą pieczone kasztany. Okazują się one fatalnym zakupem, bardzo nam nie smakowały i uznaliśmy je za najgorzej wydane 2EUR. No cóż, spróbowaliśmy raz w życiu, już wiemy, że nam nie smakują.
Świetnie się bawimy. Jest to bardzo urokliwy jarmark z największą jak dotąd liczbą stoisk z rękodziełami. Robi się późno, przechodzimy do Heumarkt na tramwaj do hotelu.
Jedziemy tramwajem (linia 1 i 9) do stacji Deutz Fachhochschule.
Teraz jeszcze spacerek na Gummersbacherstr. 2 do hotelu Boarding House.
Obsługi hotelowej nie ma, ale zostawiono nam kluczyk w skrzynce, dzięki czemu nie musieliśmy przyjeżdżać tu wcześniej i jechać z powrotem na jarmarki. Pokój czysty, z aneksem kuchennym (szkoda, że o tym wcześniej nie wiedzieliśmy), łazienką, TV i internetem. Cena: 40EUR/noc/pokój.
Idziemy spać. Jutro mamy w planach najpierw pójść na Nikolausdort auf dem Rudolfplatz oraz może na jarmark gejów i lesbijek na przeciwko Christmas Avenue an der Schaafenstr., następnie wrócić na Markt der Engel auf dem Neumarkt, Kölner Dom i obowiązkowo na Kölner Altstadt "Heimat der Heinzel" na obiad w postaci pieczonego ziemniaka. Czy uda nam się pojechać jeszcze na jarmark w ogrodach Weihnachtsmarkt im Stadtgarten? Zobaczymy.