Shopping day! Tak, po obejrzeniu tylu jarmarków decydujemy, że zakupimy 2 świeczniki na podgrzewacze, foremki do wykrawania ciastek, pachnące ozdoby i bombki oraz 2 kubki.
Zaczynamy od jarmarku Nikolausdort auf dem Rudolfplatz. Jedziemy tam z przystanku Deutz Fachhochschule tramwajem (linia 1).
Jest wcześnie, okołom 09:30 i nie wszystkie stragany są otwarte, ale atmosfera i pogoda są cudowne - świeci słońce a na jarmarku rozbrzmiewa bardzo przyjemna świąteczna muzyka. Podziwiamy drewniane dziadki do orzechów:
oraz znane już nam z Markt der Engel auf dem Neumarkt ażurowe klosze w kształcie gwiazd:
Jemy śniadanie w postaci przepysznych racuchów z musem jabłkowym i cynamonem, które na miejscu smażyła uśmiechnięta pani. Przepyszne i sycące :) Cena: 3EUR za 4 racuchy.
Po śniadanku jest już otwartych więcej stoisk, m.in. z pięknymi, misternie wykonanymi kulami:
Kule są przepiękne! Naprawdę nie jest to tania, brzydka chińszczyzna, tylko misterna, ręczna robota, w której każdy najmniejszy detal ma znaczenie. Gdyby nie cena (ok. 50EUR) na pewno byśmy się skusili na te cuda. Idziemy kupić bombki, które tutaj są przepiękne i dość przystępnych cenach.
Ceny jak na polskie płace są wysokie (od. 4 - 14EUR), ale te bombki są naprawdę przepiękne! Skusiliśmy się na lokomotywę, Gandalfa, Mikołaja, dinozaura... oj wydaliśmy "troszkę" pieniążków... Prawdę mówiąc trochę więcej niż "troszkę".... Pijemy jeszcze winko, zabieramy z sobą sympatyczny kubek w kształcie buta i idziemy na jarmark gejów lesbijek po drugiej stronie ulicy Hahnenstrasse.
Tutejsze stoiska wyglądają bardzo nieciekawie. Domki obklejone są błyszczącą folią we wszystkich możliwych kolorach. Większość straganów jest zamknięta, a te otwarte sprzedają głownie jedzenie. Tak szybko jak przyszliśmy, tak wychodzimy. Jedziemy na Neumarket (linia tramwajowa 1 lub 7). Trasę tę można z powodzeniem przejść pieszo, ale szkoda nam nóg skoro mamy bilet całodzienny (w cenie 9EUR).
Tu mamy kupić foremki do wykrawania ciastek. Są w różnych cenach w zależności od wielkości. My kupujemy te za 1-1,5EUR (piesek, kotek, ...). Można też kupić bardzo duże formy (za odpowiednio wyższą cenę):
Podziwiamy drewniane ozdoby do powieszenia:
Nasza uwagę przyciągają kiełbasy fantazyjnie zapakowane jako mikołajowe buty:
Mamy sporo czasu, więc jedziemy do Weihnachtsmarkt im Stadtgarten (linie tramwajowe 3 lub 4):
Na tym jarmarku nie ma kubka :( jest za to wiele stoisk z biżuterią z filcu i innymi tego typu dodatkami wykonanymi ręcznie. Nie mają one jednak porównania z tymi z Kölner Altstadt "Heimat der Heinzel". Jest dość ciasno, podłoże z błota i mnóstwo ludzi, którzy tu przyszli chyba zaraz po niedzielnym nabożeństwie. Wchodzimy do budynku na terenie ogrodów, gdzie odbywa się koncert nastolatków z różnych grup/szkół. Całkiem nieźle idzie im to granie i śpiewanie. Po krótkim pobycie jedziemy do Kölner Dom po kubek :) (linia 5)
Na Kölner Dom wypijamy kolejne winko i zabieramy z sobą kubek na pamiątkę. Idziemy na Kölner Altstadt "Heimat der Heinzel" kupić piękne pachnące ozdoby:
i oczywiście zjeść pieczonego faszerowanego ziemniaka.
Stąd wracamy na dworzec i jedziemy pociągiem do Düsseldorfu (cena biletu na pociąg i autobus razem: 9EUR) (16:17-16:40):
Oj jaki ten pociąg jest fajny... Cichy, szybki (jeszie 220km/h), wygodny (siedzenia się rozkładają łącznie z siedziskiem, a nie tylko oparciem) i nowoczesny... W Düsseldorfie szybka przesiadka na autobus Deuthe Bahn (bilet łączony z pociągiem) do Eindhoven (17:00-18:35):
Eindhoven to dziura... Atmosfera nieprzyjemna - natrafiliśmy na jakieś krzyki, bójki i gonitwy podejrzanych typów w centrum w okolicach dworca. Brak jarmarku, śmieci na ulicach... Echhhh nie warto tu przyjeżdżać. Podsumowując: jak kogoś nie lubisz to mu kupujesz bilet do Eindhoven, w jedną stronę.
Z "centrum" jedziemy na lotnisko (linia 103) za aż (!) 7EUR!
Wylatujemy linią Wizzair o 21:05, w Gdańsku lądujemy o 22:45. Cena biletu: 17,59EUR/os.
Wyjazd do Kolonii na jarmarki bożonarodzeniowe uznajemy za jedną z fajniejszych krótkich wycieczek. Koszt lotów i noclegów był niewielki, większość kosztów pochłonęły zakupy świąteczne na miejscu. Nawet jedzenie nie było drogie :) A wszystko wokół syciło oczy swoimi barwami, precyzyjnością, jakością, pięknem i kunsztem wykonania. Atmosfera świąteczna w pełni w nas zagościła. Muzyka, uśmiechnięte twarze ludzi, bombki i przepyszne jedzenie sprawiły, że naprawdę na dwa wspaniałe dni oderwaliśmy się od szarugi padającego w Polsce deszczu. Z pewnością podobna wycieczkę (może do Brukseli?) powtórzymy w przyszłym roku.