Wczoraj G. wpadła na pomysł, aby jutrzejszy, bonusowy dzień, spożytkować na wyjazd do fabryki jedwabiu Artisans Angkor. W ulotce jest napisane, że taka wizyta jest darmowa. Potwierdzamy tę informacje w recepcji hotelu. Hotelowy kierowca za 2USD zawozi nas do siedziby Artisans Angkor w Siem Reap na godz. 9:30. Pan zapisuje nas na listę i po chwili jedziemy darmowym busem za miasto. Po ok. 40 minutach docieramy na miejsce.
Dostajemy plakietki "Visitor" i idziemy za przewodnikiem. Pan najpierw pokazuje nam rośliny uprawiane do karmienia larw jedwabnika. Następnie wchodzimy do budynku, w którym rosną gąsienice. Każdy z filarów podtrzymujących budynek jest "zanurzony/otoczony" rynienką z wodą - to po to, aby mrówki nie weszły do baraku i nie zjadły larw. Jedzące liście gąsienice nie wzbudzają w nas przyjaznych uczuć :P
W dalszej części zauważamy plecione wielkie talerze z ruszającymi się robaczkami. To tutaj gąsienice rozpoczynają przędzenie kokonów z drogocennych nici. Wykonując ósemkowe ruchy głową, omotują się wodoodpornym oprzędem. Podobno jedwabnik wykonuje przeciętnie 300tys. ruchów głową podczas tworzenia kokonu. Sam robaczek ma długość 7-8 cm, waży 5g i wytwarza nić o długości ok. 1,6km.
Przez chwilę obserwujemy, jak młoda dziewczyna potrząsa każdym kokonem (fachowo zwany oprzędem) wyjętym z kosza przykładając go sobie do ucha - rozdziela je na te, które przepoczwarzą się w motyla, by dać początek kolejnemu cyklowi rozwojowemu oraz te, z których uzyskany zostanie się jedwab.
Wychodzimy na zewnątrz, gdzie w pełnym słońcu w drewnianym korycie leżą kokony. W ten sposób poczwarki są uśmiercane - po prostu pieczone na słońcu. Trochę mnie to przeraża - w końcu taka metoda nie może zostać zakwalifikowana do humanitarnych. Z drugiej strony nie znam innej metody, która nie byłaby niszcząca dla nici. Operacja "pieczenia na słońcu" ma zadanie uśmiercenie larwy tak, aby przerwać cykl rozwojowy owada. Gdyby tego nie zrobiono, poczwarka rozwinęłaby się w motyla, a ten – wychodząc z kokona – przebiłby tkankę oprzędu i zniszczył jedwabnej nici.
W kolejnej hali zastaliśmy panie, które "odwijają" nić z kokonu oraz łączą je w jedną grubszą, zdatną do obróbki krawieckiej. Odwijanie nici odbywa się poprzez "ugotowanie" k w wodzie i stopniowe rozwijanie. Wierzchnia nić jest grubsza i gorszej jakości - powstają z niej tkaniny grubsze, twardsze i oczywiście tańsze. Nić wewnętrzna to ta szlachetna - miękka, delikatna i droga. Pozostałą, upieczona poczwarkę można... zjeść, co też uśmiechnięta pani z satysfakcją nam demonstruje.
Na kolejnych maszynach panie łączą delikatnie nici i nawijają je na szpule, które umieszczone w kolejnej maszynie pozwalają tworzyć plecionki zdatne do farbowania (oczywiście naturalnego).
Najciekawsza sala przedstawi sposób tworzenia tkanin. Panie z niezwykłą delikatnością i precyzją przekładają odpowiednie szpulki z właściwymi kolorowymi nićmi tak, aby powstał wspaniały, różnobarwny wzór.
Na koniec wycieczki pan przewodnik zaprasza nas do sklepu i informuje, że samochód odwiezie nas za 40minut. Warto zaznaczyć, że nikt nas nie namawia do zakupów - swobodnie chodzimy, oglądamy, podziwiamy, dotykamy. Nikt na nas nie naciska, nie namawia do zakupów, nie jest nachalny. Czujemy się swobodnie. Ponieważ ceny artykułów są zawrotne, wychodzimy z pustymi rękami, ale zadowoleni z bardzo ciekawej wycieczki.
Wyjazd do fabryki jedwabiu Artisans Angkor uznajemy za bardzo ciekawą formę spędzenia przedpołudnia. Darmowy dowóz w dwie strony, sympatyczny przewodnik, uprzejme panie i przede wszystkim brak nachalności w sklepie to zdecydowane plusy tej wycieczki. Najciekawsze jednak były same jedwabniki, których życie, choć tak krótkie jest niesamowite same w sobie.