Po śniadanku wyruszamy w kierunku Kapadocji. Ze zdjęć i opisów pilota wnioskujemy, że ten region zaskoczy nas najbardziej. Pani Kasia podczas dość długiej podróży (700km) opisuje nam Turcję.
Dowiadujemy się, jak wyglądają więzienia: malutkie cele, bez wygód. Więzienie otoczone jest wolną przestrzenią na której stoją budy - śpią w nich psy stróżujące rasy tureckiej. Psy bez skrupułów "polują" na uciekinierów. Turcy są tak dumni z tej rasy, że aby wywieźć psa z kraju trzeba uzyskać zgodę władz.
Dla Turków najważniejsza jest rodzina. Jeśli więc ojciec krzywdzi żonę lub dzieci i zostanie skazany przez sąd, może być pewien, że jego rodzina się od niego odetnie. Co więcej - dochodzi do przypadków, że np. brat skazanego opłaca kogoś w więzieniu, aby ten "zlikwidował hańbę rodziny". Nikt się takim morderstwem w więzieniu nie przejmuje. Stąd m. in. problemy Turcji na arenie międzynarodowej dot. przestrzegania praw człowieka.
Turcja jest krajem bezpiecznym - policja nie patyczkuje się z opryszkami na ulicach, nie dochodzi do napaści, malowania ścian itp. - jak złapią na gorącym uczynku, spałują i jest spokój.
Kobiety w Turcji są poobwieszane złotem - posagiem ślubnym. Może tego nie widać, ale tak jest. Jeśli bowiem mąż publicznie (zazwyczaj przed meczetem) powie jej 3 razy "Rozwodzę się z Tobą" ona odchodzi tak, jak stoi.
W Turcji są bardzo dobre drogi. Nie ma za to kolei. Budowa torowisk na tym górzystym terenie jest zbyt kosztowna. Jadąc do Kapadocji pani Kasia mówi: "Teraz pojedziemy taką gorszą drogą". Wyglądam za okno: szerokie dwa pasy w każdą stronę, a wzdłuż nich po każdej stronie po 1 osobnym pasie dla mieszkańców wiosek przez które przejeżdżamy (i np. traktorów, rowerzystów itd.). W Polsce chcielibyśmy tak mieć...
Pani Kasia wyjaśniła też przyczynę niewykończonych dachów domów. Powody są dwa: pierwszy - dopóki dom nie ma dachu, jest nieukończony i nie płaci się podatku; drugi - kiedy córka/syn biorą ślub dobudowuje się piętro dla nich do mieszkania.
Paliwo w Turcji jest drogie, ale nie ma tam podatku VAT/PIT/CIT itd. Ponieważ nie ma jak ściągnąć podatków (czy ktoś w Turcji widział kasę fiskalną?), rząd nałożył wysokie podatki na paliwo, a to praktycznie kupują wszyscy. I sprawa rozwiązana.
Rządy w Turcji wyznają zasadę, że jak nie można ludziom wytłumaczyć, aby pewnych rzeczy czasem nie robili, trzeba im zakazać tego wcale, i jest spokój. Tak np. jest w Konyi(ich muzułmańska Częstochowa): nie można było wyjaśnić turystom, że nie wolno robić zdjęć wąsom Mahometa i ludziom modlącym się, no nie docierało... Rypali foty, jeszcze z fleszem i przeszkadzali. W końcu zabroniono wszystkiego fotografować i jest spokój.
Takich historii, anegdot, opowiastek pani Kasia dostarczyła nam sporo. M. in. opowiedziała o tym, jak pewnego dnia odwiedzili ją jej tureccy przyjaciele, a ona zaparzyła im Liptona z torebki. Spojrzeli na nią z wyrzutem. Otóż w Turcji parzenie herbaty jest ceremonią. Im dłużej herbata się parzy, tym dłużej siedzą goście.
Usłyszeliśmy też jak wygląda szkolnictwo w Turcji (6 lat podstawówki) oraz jak władze dbają o szacunek młodzieży do ojczyzny. Mianowicie wycieczki szkolne wchodzą do wszystkich muzeów za darmo. Co więcej - są organizowane różne wyjazdy do najróżniejszych regionów kraju całkowicie nieodpłatnie. Stąd Turcy swój kraj znają bardzo dobrze.
Tureckie wojsko jest jednym z najlepszych na świecie (jak się sąsiaduje z Syrią, Iranem i Irakiem to w sumie nic dziwnego). Armia jest bardzo dobrze przeszkolona i pracuje na najlepszym sprzęcie. Pani Kasia powiedziała: "Proszę państwa, jest będzie jakikolwiek atak ze wschodu na Europę to wojsko tureckie będzie nas bronić." Służba wojskowa to dla Turków bardzo ważna i honorowa sprawa. Znany na świecie turecki piosenkarz Tarkan nie jest lubiany w swoim kraju, bo przez wiele lat wymigiwał się od służby wojskowej.
Wszystkich wątków nie sposób spamiętać. Pani Kasia naprawdę stanęła na wysokości zadania i niemal całą drogę szczegółowo odpowiadała na nasze pytania i opowiadała o zwiedzanym przez nas kraju. Na podstawie samych tych opowieści można by się w Turcji zakochać.
w końcu w oddali dostrzegamy słone jezioro. Zatrzymujemy się. Pani Kasia uprzedza, że jeśli ktoś ma skórzane buty, to lepiej niech je zdejmie, bo sól strasznie je niszczy. Większość ludzi chodzi na boso, więc i my tak robimy. Jezioro jest praktycznie wyschnięte (koniec lata) i chodzimy suchą stopą po sporych grudkach białej soli. W promieniach słonecznych widać różne jej odcienie, przeważa różowy. Biała solna pustynia pośród spieczonych słońcem pomarańczowych wzgórz. Urokliwe miejsce.
Nadchodzi wieczór. Wjeżdżamy w miedzy dwie piaszczyste skały i nagle naszym oczom ukazuje się niesamowity widok - Kapadocja. Zatrzymujemy się "u wrót" tej krany - przy trzech grzybkach, których nazwy już nie pamiętam. zimno, zimno, zimno... 3 warstwy ubrań! Właściciel sklepu zaprasza nas na degustację wina. Pani Kasia opisuje gatunki. Pycha.
Ale to nic w porównaniu z widokiem... Kręcono tu "Gwiezdne wojny". Takich formacji skalnych nigdzie na świecie nie ma. A to dopiero początek...
Pani Kasia uprzedza, że hotele w Kapadocji nie należą do luksusowych. Ponieważ jesteśmy w górach i jest chłodno włączą ogrzewanie. Pokoje faktycznie urokiem nie grzeszą. Łazienka w średnim, a raczej gorszym stanie. Czysto, tylko staro. Kolacja w postaci szwedzkiego stołu naprawdę wspaniała, pięknie podana i smaczna.
Po kolacji wybieramy się sami na krótki spacer. Zwiedzamy nocą jeszcze otwarty targ. Zauważmy, że można znaleźć lokalnych przewoźników oferujących lot balonem nad Kapadocją za dużo mniejsze pieniądze (60-120EUR) niż Rainbow (150EUR). Kiedyś tu wrócimy i na pewno taki lot balonem sobie fundniemy :)/p>