Po 6h należnego nam snu budzimy się by podziwiać piękne, ośnieżone góry otaczające fiord, który kończy się kolejnym punktem programu - lodowcem Svartisen. Pogoda zgoła odwrotna od tej sprzed owych 6h - słoneczko, przyjemne, zero wiaterku, delikatne chmurki... a wokół zieleń drzew granicząca z bielą śniegu.
W oddali dostrzegamy jęzor lodowca. Już zacieramy ręce :) Według mapy będziemy mieć możliwość "zaparkowania" jachtu i podejścia bliżej. Gdy docieramy na miejsce zastajemy, ku naszemu zdziwieniu, keję bez połączenia z lądem. Wyraźnie była w trakcie budowy - miejsca pod polery, dystrybutory prądu i wody. Obok stara keja, rozsypująca się, bez połączenia z nową, ale z dostępem do lądu. Do starej nie mieliśmy szans zacumować, stajemy przy nowej. Zachodzimy z jachtu i zauważamy, że przewidujący Norwedzy zostawili na keji łódeczkę łupinkę. Szkoda, że bez wioseł.. Pada decyzja! Dwie osoby przedostają się za jej pomocą na ląd z liną i robimy przeprawę promową :) Pomysł genialny, wykonanie przezabawne. to chyba jedno z najpozytywniejszych wydarzeń rejsu.
Połowa załogi rusza w celu zdobycia lodowca. Druga połowa zostaje na jachcie - ponieważ dzień trwa całą dobę, po naszym powrocie wyruszy druga połowa.
Norwedzy bardzo dobrze przygotowali szlak na lodowiec - najpierw szutrowa droga, potem schronisko i skalny szlak zabezpieczony barierkami - do czasu...
Drogę znajdujemy łatwo - znaki dostarczają nam niezbędnych informacji. Mijamy niskie brzózki tryskające zielenią, piękne wodospady i... krowy. Hodowcy mają wspaniałe miejsce na wypas - zwierzęta nie mają gdzie uciec ograniczone lodowcem i wodą. Wydają się być przyjazne, ale trzeba się mieć na baczności - niektórym bykom nie podobają się nasze próby spoufalania się. Niemniej jednak wygrzewające się na soczyście zielonej trawie kremowe krowy z cielakami wyglądają baaaardzo urokliwe.
Lodowiec wydaje się być tak blisko, jeszcze tylko kawałek... A psikus! Wchodzimy na pagórek a za nim - turkusowe jezioro, które trzeba obejść! Nie dajcie się zwieść pozorom - na morzu sztormiak, przy wejściu na lodowiec T-shirt i butelka wody! Jest gorąco! Słońce świeci, zero wiatru, a przed nami jeszcze taki kawał!
Odpoczywamy na ławeczkach, zaglądamy do schroniska/restauracji, podziwiamy wodospady, czytamy tablice informacyjne. W końcu docieramy do źródła wody pitnej będącego jednocześnie końcem szutrowej drogi, a początkiem skalnego szlaku.
Od tej pory ciężko jest mówić o szlaku - na skałach po prostu namalowane są białe strzałki, które po jakimś czasie się kończą i aby dojść do lodowca trzeba się wdrapywać na skałki. Ale bez obaw! Skała co prawda jest gładka, ale szeroka jak jęzor lodowca, więc nie ma niebezpieczeństwa.
Dochodzimy do wodospadu z lodowca. wysoko, niebezpiecznie i głośno. Tam niestety możliwa droga dojścia się urywa. Wracamy i decydujemy się wdrapywać. W końcu docieramy!
I szok! on naprawdę jest niebieski! Wysoki, majestatyczny. Kolejny punkt wycieczki zdobyty! Niestety, lodowiec ciągle się kurczy i cofa...
W drodze powrotnej podziwiamy piękne widoki na turkusowe jezioro, wodospady i niesamowitą fakturę oraz kolory skały ukształtowanej i odsłoniętej przez cofający się lodowiec.