Z naszych analiz pogody wynika, że lepiej jechać na północ, czyli objechać wyspę zgodnie ze wskazówkami zegara - wówczas jeden z naszych celów, Landmannalaugar, być może będzie dostępny, o ile otworzą drogę.
Ruszamy na Golden Ring - Złoty Krąg, czyli najpopularniejszą turystyczną trasę niedaleko Reykjaviku. Nasz pierwszy cel: elektrownia geotermalna Nesjavellir.
Mamy pecha. Darmowe zwiedzanie nie istnieje - teraz za 900ISK (ok. 27zł) można zwiedzać elektrownię Hellisheidi, jednak ona znajduje się za górą. Postanawiamy więc, że może zdecydujemy się na zwiedzanie w drodze powrotnej. Ruszamy do Þingvellir.
Miejsce zebrania się pierwszego parlamentu oraz łączenia płyt tektonicznych nie zrobiło na nas większego wrażenia. Uważamy atrakcję za przereklamowaną.
Kolejnym celem jest wodospad Bruarfoss. Jest to jedna z nielicznych atrakcji Islandii, która nie znajduje się przy głównej drodze. Wjeżdżamy w teren domków letniskowych, jedziemy na północ szutrową drogą. Ponieważ poszukiwania nie dają żadnego rezultatu, pytamy miejscowych. Z tego, co rozumiemy, trzeba iść gdzieś tam, potem przejść przez coś tam itd. Poddajemy się i odpuszczamy. Może Wam się uda? Wodospad powinien być na rzece Bru, jakby pojechać ulicą Reykjavegur (na skrzyżowaniu z drogą 37 Laugarvatnsvegur) na północ, dokładnie między Midalur a Hildartun.
Po bezowocnych poszukiwaniach, ruszmy w kierunku gejzerów:
Jedziemy główną drogą Laugarvatnsvegur (37). W miejscu, gdzie przechodzi ona w Biskupstungnabraut (35) widzimy parujący ciek płynący wzdłuż jezdni i nagle PUFFFFF! Po lewej stronie od restauracji/hotelu widzimy wystrzał Strokkura :) Parkujemy po prawej stronie drogi.
Parujące oczka wodny, rzeki, bulgoczące i śmierdzące sadzawki robią wrażenie. Jest to dla nas widok niecodzienny. Wokół Strokkura spora grupa ludzi czeka na strzał. Kiedy gejzer w końcu strzela (średnio co 4-15min) możemy podziwiać ten niezwykły spektakl przyrody.
Napatrzeliśmy się wystarczająco, więc idziemy do ojca wszystkich gejzerów - Geysira. Śpi sobie staruszek i strzela tylko podczas trzęsień ziemi. Po drodze mijamy inne sadzawki z gorącą wodą - też gejzery, ale strzelające baaaaaardzo rzadko. Niesamowity kolor oraz głębia jam, z których tak rzadko strzela woda wzbudzają zachwyt.
Ruszamy do naszego pierwszego (drugiego?) wodospadu - Gullfossa.
Stajemy na parkingu. W oddali widać jęzor lodowca. Schodzimy za ludźmi schodami w dół. Dochodzimy do tablic informacyjnych. Zza skał wyłania się piękny, potężny, trójkątny wodospad. Ludzie wędrują ścieżką na cypel, ale to z tego miejsca wodospad prezentuje się najpiękniej. Chwila promieni słonecznych i pojawia się tęcza.
Ruszam za resztą na cypel. Po drodze uniesiona mgiełka wodna lekko zrasza kurtkę. Widać, jak druga kaskada wody mocno uderza o dno wodospadu. Na cyplu można podziwiać szeroką, górną kaskadę.
Zbliża się godzina 18sta. Czas powoli szukać noclegu. Postanawiamy zatrzymać się gdziekolwiek w drodze do wodospadu Vatnleysufoss, zwanego potocznie Faxi.
Po drodze (na trasie 35) zauważamy znak: kemping nad Faxi. Skręcamy w lewo i zjeżdżamy w dół na parking. Po prawej widzimy ścieżkę do stolika z ławeczkami z widokiem na Faxi.
Niewysoki, za to szeroki i lazurowy. Niżej po lewej dostrzegamy kemping. Schodzimy. Toalety nie powalają. Prysznica i kuchni brak. Pytamy jedyną obozującą parę obozujących, jaką cenę płacili. Nie wiedzą, bo właściciel dopiero zaraz ma przyjechać. Po przyjeździe kierownika kempingu dowiadujemy się że cena za nocleg za osobę wynosi 900ISK, czyli ok. 27zł. Stwierdzamy, że nie warto, bo warunki dość nieciekawe.
Postanawiamy rozbić się na dziko. Jedziemy w kierunku Glymura - najwyższego wodospadu Europy. Decyzją grupy, jedziemy tak długo, jak kierowca (akurat ja) da radę i szukamy miejsca na obóz. A z miejscem bida - żadnego drzewka, wszędzie pustka, skały i wszechobecny wiatr...
Znajdujemy zagajnik. Okazuje się to być "Las Przyjaźni", w którym drzewo sadziła m.in. królowa Elżbieta. Lasem to ciężko nazwać - 20 drzew... Stwierdzamy, że obozowanie tutaj byłoby pewnym nietaktem, więc jedziemy dalej. I zajeżdżamy dość daleko. Zaczyna padać. Niedobrze. Rozbijanie namiotu w deszczu to żadna przyjemność. Nagle naszym oczom ukazuje się Opinn Skogur Fossa, czyli "Otwarty Las" - coś między zagajnikiem a parkiem. Drzewa posadzone w celu zalesienia wyspy, choć trudno tu mówić o zalesieniu, skoro się sadza 50 drzew :P Zatrzymujemy się, patrzymy, po prawej to samo zrobili wcześniej Norwegowie. Na chwilę przestaje padać i rozkładamy obóz.
Od tej pory Otwarte Lasy były naszym głównym celem na "noc" (białe noce). W dalszej części podróży zdobywamy mapę z ich rozmieszczeniem. Okazuje się ona cennym nabytkiem. Niestety, nie w każdym Opinn Skogur można obozować, w niektórych trzeba płacić, w innych jest to niemożliwe z uwagi na ukształtowanie terenu i skały. W trakcie podroży natrafiamy na kilka takich miejsc. Mapę Opinn Skogur wraz z ich opisem znajdziecie w poście o przewodnikach po Islandii.
O Golden Ring można przeczytać w oficjalnym przewodniku południowej Islandii:
z którego pochodzą poniższe informacje (kliknij aby powiększyć):
Większość opisanych w przewodniku atrakcji (takich jak Dyrholaey, Skogafoss, Seljalandsfoss, Hveragerði i Kerið zostanie przez nas odwiedzona podczas dziewiątego, dziesiątego i jenedastego dnia na końcu wycieczki.