Dzień witamy gotowanymi jajkami. Miła odskocznia od kanapek. Płacimy "haracz" za kemping i pytamy się o pobliską jaskinię Surtshellir. Pan miły mówi, że nie wie, mamy się pytać w restauracjo-sklepie niżej. Tam panie mówią, że są dwie jaskinie. Do jednej można wejść samemu o ile ma się latarki, do drugiej trzeba iść z przewodnikiem.
Droga tylko 4x4, nr 518. Widoki nieziemskie. Widać jak doliną płynęła lawa, kolory skał od czerwieni po czerń, a w tle lód.
Bez kłopotu docieramy na miejsce. Koło parkingu dziwny znak, którego nie rozumiemy: mamy czegoś nie odrywać, nie zrywać? Jama solidna, ale nie jest trudno zejść po kamiennych stopniach. Pojawia się problem: prawo czy lewo. Na lew mniej śniegu u wejścia do jaskini. Wchodzimy. Lipa, jakoś nie umiemy znaleźć dalszego przejścia. Wracamy. Idziemy w prawo.
"Naczelny fotograf" (NF) proponuje, że zejdzie sam i powie, czy warto. Nie wygląda to bezpiecznie - pod śniegiem głazy, można zapaść się i jak noga utknie między kamulcami :/... Dostajemy ostrzeżenie, aby jak najszybciej czmychać ze śniegu od razu na kamulce.
Krzyczymy: "Fajnie?"
NF: "O kurde, chodźcie, chodźcie!"
My: "Warto?"
NF: "Tu są jaja kosmitów!"
Hę? Co on bredzi? Czołówki w ruch, schodzimy. Ślisko. Gdy zapada ciemność już rozumiemy o co chodzi - naszym oczom ukazują się lodowe stalagmity. Faktycznie, robią wrażenie jaj kosmitów. To tego tyczył się niezrozumiały dla nas znak! Nie mamy ich odrywać.
Nie zagłębiamy się daleko. Próbujemy zrobić zdjęcia lodowym tworom i wychodzimy. Obchodzimy teren wkoło. Dochodzimy do kolejnej jamy, do której niestety wejście tylko poprzez zjazd na linie w dół. Podziwiamy fakturę skał, po których chodzimy - widać nacieki lawowe. W drodze powrotnej robimy zdjęcia dolinie "zalanej" lawą. Teraz miejsce to jest porośnięte mchem. Warto jednak zwrócić uwagę, że im bliżej jaskiń tym twory skalne maja łagodniejsze kształty. Te dalej są bardzie ostre, poszarpane.
Z powrotem do jedynki jedziemy drogą 5223, a nie 518 jak przyjechaliśmy. Zawsze jakieś inne widoki.
Zaczynamy szukać miejsca na obiad. Zatrzymujemy się w Kolejnym Opinn Skogurze, znalezionym zupełnie przypadkowo. Na miejscu zastajemy murowanego grilla i ławeczkę ze stolikiem. Korzystamy jednak z własnego grilla, na którym pieczemy drogocenne piersi z kurczaka przyprawione kostką bulionową. Do tego puree z proszku z Polski (2 opakowania na 4 osoby) i podsmażone pieczarki z puszki z Bonusa. Zadziwiają nas Islandczycy, którzy podjeżdżają co chwilę na spacer "po lesie". Dla nas spacer po lesie trwa co najmniej godzinkę. Tutaj, w tym zagajniku są trzy trasy - każda po jakieś 10-15min. Dla nich taki "las" (=zagajnik) to atrakcja, jak dla nas lodowiec :P
Dalsza trasa bardzo malownicza. "Pasta buster" i naczelny fotograf nie przepuszczają okazji, aby zrobić sobie foty przy Bifrost University. W mieście Bifrost nie ma nic oprócz uniwersytetu, jednego marketu i akademików. To, na co warto zwrócić uwagę, co skalne formacje po wschodniej stronie drogi - niczym z westernów rodem z Kolorado!
Podążamy dalej na północ.
Dojeżdżamy do skrzyżowania drogi nr 1 z drogą 61 wiodącą na Fiordy Zachodnie. znajduje się tu pokaźny bar-sklep-stacja benzynowa. Najwyraźniej jest to popularne miejsce postoju, bo w środku pełno ludzi. W środku znajdujemy foldery, z których dowiadujemy się, że w Hvammstangi znajduje się fokarium. Ponieważ jesteśmy z Pomorza i na Helu byliśmy stwierdzamy, że nie chce nam się tam jechać. Na północno-zachodnim brzegu półwyspu Vatnsnes te przeurocze ssaki wylegują się na brzegu. Na północno-wschodnim brzegu znajduje się ciekawa formacja skalna - Hvitserkur. Niestety jest to kolejne 90km pochłaniające czas i paliwo. Rezygnujemy (czego żałuję, ale było 1 do 3 w głosach). Z perspektywy czasu żałuje, bo jak się później okaże, czasu by nam spokojnie starczyło. Co do paliwa - troszkę większe koszty, ale późniejszy zmarnowany czas zajęty.
Zaznaczone atrakcje na Półwyspie Vatnsnes (kliknij mapę poniżej aby powiększyć):
- Centrum fok i kościół
- Nie mam pojęcia :P
- Kolonia fok
- Kolonia fok
- Restauracja
- Szóstka zaginęła na mapie :P
- Tjörn - ciekawa formacja skalna na plaży
- kościół
- krater
- kościół
- Nie mam pojęcia :P
- wodospad Kolufoss - przeczytaj relację
Więcej informacji tutaj
Dla pocieszenia zbaczamy z jedynki jakieś 7km drogą 715 do wodospadu Kolufoss, zwany też Kolufossar.
Wodospad płynie w kanionie, nad którym przerzucony jest most-troll. Autentycznie ten most trolluje widok :P Wieje niemiłosiernie.
Ruszamy dalej. Przejeżdżając przez Blönduós "podziwiamy" tutejszy kościół. Ma on swoim kształtem przypominać wulkan, ale w praktyce wyszedł bunkier.
Jadąc w stronę Akureyri najpierw przecinamy jakieś pasmo górskie. Mgła jest straszna, musimy zwolnić do 40km/h. Osoby siedzące z tyłu samochodu zupełnie nic nie widzą. "Driver" musi się nieźle namęczyć, aby nie zjechać z drogi. Robi się późno, coś koło jedenastej. Jest trochę lasu po prawej, po lewej płynie rzeka.
Las oczywiście ogrodzony. Dalej widać policję zatrzymująca pojazdy do kontroli. Aż tu proszę, po lewej nieogrodzony zagajnik. Skręcamy! Jakieś 70m przed policją :P Ciekawe, co sobie pomyśleli stróże prawa.
Niestety, na tablicy wyraźny zakaz obozowania. Szczerze mówiąc, nawet jakby go nie było, to nie dałoby się tu obozować - same krzaczory, zero normalnej trawy. A na stolikach przecież spać nie będziemy. Jedziemy w stronę policjantów. Oczywiście nas zatrzymują. Nagle nas oświeca: nie mamy dowodu rejestracyjnego! A może oni tu nie mają czegoś takiego?
"Driver" wyłącza silnik, podchodzi pani policjantka. Ponieważ "Driver" nie pamięta, które przyciski do czego służą otwiera po kolei:
- okno pasażera za sobą
- ono pasażera za mną
- moje okno
- swoje okno
Duży plac. Prostopadle do jedynki płynie rzeczka. Na końcu placu szlaban do lasu. Na lewo od szlabanu wycięte drzewo (!Na Islandii wycięli drzewa! Ze sowich drogocennych lasów!), na prawo mała, nieogrodzona półpolanka. Samochód zostaje na placu, chłopaki znajdują między kwiatkami miejsce na namiot. "Noc" z widokiem na górę i szumem kaskad wody. Za darmo. Ekstra.
Podczas tego etapu podróży nieoceniony okazuje się przewodnik oficjalny zachodniej Islandii:
z którego pochodzą poniższe informacje (kliknij aby powiększyć):
Jak widać, udało nam się prawie punkt 6 (Surtshellir zamiast Vidglemir).
Ponieważ zahaczamy już o północ, warto skorzystać z oficjalnego przewodnika północnej Islandii:
z którego pochodzą poniższe informacje (kliknij aby powiększyć):
Jak widać, udało nam zaliczyć punkt 3 (Kolufoss zwany też Kolugljufur).