Pobudka! Czas wstawać! Aby wejść za darmo do San Francisco Botanic Garden w Golden Gate Park musimy tam być przed dziewiątą. Najpierw pozostawiamy bagaże w recepcji. Potem idziemy na przystanek cable car i zjeżdżamy na dół Powell Street.
Tutaj widzimy nadjeżdżający autobus. Biegniemy co sił w nogach i w rezultacie udaje się nam zdążyć. Autobus nr 7 jedzie ok. 35min. Po drodze częściowo przemierzamy tą samą trasę, co wczoraj jadąc autobusem nr 5 na wybieg bizonów. Koniec drogi jest jednak zupełnie inny - przejeżdżamy przez dzielnicę meksykańską. Jakoś nie przypada nam ona do gustu - jest chaotycznie kolorowa, co daje wrażenie niechlujnej i niebezpiecznej.
Na miejsce docieramy 10min przed 9tą i szczęśliwie wchodzimy za darmo. Dostajemy mapę San Francisco Botanic Garden. Możecie ją znaleźć tutaj.
Ruszamy przez Mesoamerican Cloud Forest do California Native Garden.
Przechodzimy przed Redwood Grove, gdzie po raz pierwszy widzimy sekwoje. Stąd spacerujemy do ogrodu kaktusów, gdzie czujemy się niczym na dzikim zachodzie.
Przechodzimy przez urokliwy Southeast Asian Cloud Forest, Moon Viewing Garden do New Zeland. Po drodze zdobywamy nowe znajomości - poznajemy mnóstwo wiewiórek. Sa one tak przyzwyczajone do ludzi, że w ogóle się nas nie boją. Mają czelność nawet wskakiwać na nas. Pod żadnym pozorem nie wolno ich karmić - grozi za to pokaźny mandat i... uszkodzony palec nadgryziony przez ostre siekacze gryzonia.
Nasz spacer kończy przechadzka po Rhododendron Garden. Z ogrodu wychodzimy bramą północną, skąd mamy kawałeczek do ogrodu japońskiego. Ta część zajęła nam ponad 1,5h.
Nasze brzuchy zaczęły wołać o posiłek. Obok Japanese Tea Garden znajdujemy budkę z hod-dogami.
Po śniadaniu wchodzimy do ogrodu. Niestety, tym razem musimy zapłacić aż 8USD. Wejście darmowe jest w poniedziałki, środy i piątki, jeśli wchodzi się przed 10tą. Warto o tym pamiętać, jeśli się ma czas dwa razy przejechać ten niekrótki kawałek, raz do jednego parku, raz do drugiego. My takiej możliwości nie mieliśmy, bo wczoraj odwiedzaliśmy Alcatraz. Więcej informacji znajdziecie tutaj.
Japanese Tea Garden jest zupełnie inny niż poprzedni ogród. Wszystko jest tu równo poprzycinane, poukładane, zadbane. CDN
W ogrodzie spędzamy ponad godzinkę. Nie dajemy się skusić na herbatę i wracamy na znany nam przystanek autobusu nr 5.
Tym razem jednak jedziemy w drugą stronę - w kierunku Oceanu Spokojnego.
Plaża jest gigantyczna - najszersza, jaką w życiu widziałam. Mimo ciepłego, słonecznego dnia jest jednak pusta. Piasek parzy w stopy, a do wody kawał drogi. Po naprawdę sporym spacerze docieramy na brzeg i wtedy zagadka pustej plaży szybko się wyjaśnia - woda jest lodowata! A wszystko za sprawą zimnego Prądu Kalifornijskiego.
Czas wracać. W końcu czeka nas obiad w Cheesecake Factory! Po drodze na przystanek autobusu nr 5 natrafiamy na znak mówiący, że należy tędy w górę ulicy uciekać w przypadku tsunami. Kalifornia jest regionem bardzo aktywnym sejsmicznie, jednak tsunami, które się tu pojawia, jest efektem trzęsień ziemi na Alasce i w Japonii. Jednym z najbardziej znanych wydarzeń tego typu było słynne trzęsienie ziemi o sile 9,2 w skali Richtera, które miało miejsce 27 marca 1964 roku. Tsunami objęło swoim zasięgiem Alaskę, Kolumbię Brytyjską, Kalifornię i północne wybrzeże Pacyfiku i spowodowało śmierć 139 osób. Fala miała wysokość 30m. W samej Kalifornii zabiła 12 osób w Crescent City.
Wracamy autobusem nr 5 na Union Square i ruszamy na obiad.
W Cheesecake Factory musimy poczekać ok. 20min na stolik. Kiedy zostajemy już usadzeni, przychodzi do nas profesjonalny kelner. Zamawiamy najpierw dania główne - m. in. hamburgera, steak i sałatkę. Porcje są duże, a dania naprawdę smaczne. Nie żałujemy żadnego wydanego dolara. W końcu czas na deser, którym musi być oczywiście sernik. Po chwili na stole pojawiają się 4 różne rodzaje tego ciasta. Każde inne i każde przepyszne. Masa serowa każdego kawałka ciasta miała inny smak i zawsze pieścił on podniebienie. W życiu nie jadłam tak pysznego sernika. Istna ambrozja, niebo w gębie!
Najedzeni na ful, z pełnymi brzuchami wychodzimy z restauracji. Dzielimy się na dwie grupy - panie idą na zakupy do pobliskiego Rossa, panowie a kolei do wypożyczalni po samochód.
Po wypożyczeniu samochodu panowie przyjeżdżają po nas i razem jedziemy na Lombard Street.
Szczęśliwie udaje się nam znaleźć miejsce parkingowe zaraz przy słynnej uliczce. Płacimy niewielką opłatę parkingową i ruszamy spacerkiem. Dochodzimy do połowy uliczki i po kilku zdjęciach wracamy po samochód. W końcu trzeba nią zjechać!
Kręty odcinek Lombard Street między Hyde i Leavenworth jest uważany za najbardziej krętą ulicę na świecie i stanowi jedną z największą atrakcji turystycznych San Francisco. Trzeba Amerykanom przyznać, że umieją oni tworzyć i reklamować atrakcje dla zwiedzających. Lombard Street jest tu idealnym przykładem mistrzowskiego wykreowania atrakcji. Pomysł na utworzenie ośmiu serpentyn narodził się w roku 1922 i teoretycznie miał na celu rozwiązanie problemu zbyt stromego odcinka drogi. W praktyce urokliwa uliczka z pięknymi kwiatami jest jednym z najważniejszych punktów miasta.
Czas na wyjazd z miasta. Do naszego hotelu Economy Inn Vallejo możemy jechać dwiema drogami. Oczywiście wybieramy tą, która wiedzie przez Golden Gate Bridge.
Na pierwszym punkcie widokowym brakuje miejsc parkingowych, więc jedziemy dalej.
Widok nie jest najlepszy - większość mostu jest przysłonięta, więc wracamy licząc na więcej szczęścia z miejscami parkingowymi.
Tym razem się nam udaje. Parkujemy i idziemy spacerkiem na punkt widokowy.
Nie wiem, kiedy most robi większe wrażenie - jak się nim jedzie, czy jak się na niego patrzy z punktu widokowego. Z każdej strony imponuje. Jego charakterystyczny kolor, zwany międzynarodowym pomarańczowym, majestatycznie kontrastuje z błękitem wód Zatoki i pobliskimi wzgórzami.
Czasem zdarza się, że tutejszy mikroklimat powoduje gromadzenie się chmur poniżej mostu. Wowczas przejeżdżający nie widzą wody pod sobą. Sprawia to wrażenie jechania w chmurach i podobno pozostaje niezapomnianym przeżyciem.
Historia tego cudu architektury rozpoczyna się w XIX wieku. Po pierwszym pomyśle zbudowania mostu (w 1918 roku) musiały minąć trzy lata, aby włodarze miasta w ogóle chciały o nim rozmawiać. Projekt i kosztorys (opiewający na 27mln USD) przedstawił Joseph Baermann Strauss - autor wielu prestiżowych projektów w Europie. Dopiero po ośmiu latach, w styczniu 1933 roku rozpoczęto budowę, która trwała 4 lata. Pierwsze samochody przejechały po nim 27 maja. Przez 30 lat było to najdłuższy na świecie most wiszący.
Most uważany jest za inżynieryjny majstersztyk. Łącząc półwysep San Francisco z hrabstwem Marin ma łączną długość 2737,4m. Jest zawieszony 67m nad powierzchnią wody. Na szerokości 27,1m mieszczą się 3 pasy w każdą stronę i pasy dla pieszych po obu stronach. Most nie ejst ciężki - waży jedynie 804tony. Wieże o wysokości 230m są od siebie oddalone o 1280m i wytrzymują obciążenie 95tys ton każda. Każda z lin na których wisi most ma 93cm średnicy i składa się z 27 572 oddzielnych drutów stalowych.
Golden Gate Bridge jest nie tylko głównym celem wycieczek, ale istotną drogą komunikacyjną. Miesięcznie przejeżdża po nim około 3,4 mln samochodów. Jego budowa zwróciła się do 1971 roku. Szacuje się, że od momentu otwarcia mostu przejechało po nim około 1,6 miliarda pojazdów, a ponieważ jest on od tego momentu płatny, zarobił już na swoją konserwację około miliarda dolarów. Jest to o tyle istotne, że Kalifornia jest stale zagrożona trzęsieniami ziemi. Most wymaga modernizacji, która uodporniłaby go na trzęsienie o sile 8,3 stopnia w skali Richtera. Koszt takich prac oszacowano na 217,4 miliona dolarów.
Golden Gate ustanowił też inny, bardzo niechlubny rekord. Nazywany jest "mostem samobójców", gdyż 2tys osób z niego skończyło, z czego 3/4 poniosło śmierć. Zagadka mostu stanowi spore pole do badań psychiatrycznych. Niektórzy naukowcy twierdzą, że most w jakiś niewyjaśniony sposób "składania" ludzi to tak drastycznego kroku. Powstał nawet film dokumentalny "Most samobójców".
Czas jechać dalej. Jest 19sta, a do hotelu jeszcze 40mil. Nasza uwagę po drodze zwraca Richmond-San Rafael Bridge, w którym dwa pasy w stronę wschodnią umieszczone są nad dwoma pasami w stronę zachodnią.
Hotel Economy Inn Vallejo możemy śmiało polecić, szczególnie z uwagi na sprawnie działający szybki internet, co wcale nie jest oczywiste w USA.
Po rozpakowaniu i krótkim odpoczynku nasza dwójka jedzie do pobliskiego Walmaru. Jest to jednak namiastka hipermarketu zwana Walmart Neiberhood.
Robimy szybkie zakupy i wracamy wypocząć. Jedziemy trochę inną drogą i lokalizujemy Wendy's - jeden z najpopularniejszych fast-foodów w USA. Warto zapamiętać jego lokalizację, bo jutro po wizycie w parku rozrywki Six Flags Discovery Kingdom prawdopodobnie będziemy głodni.