Nie ma lenistwa - pobudka o szóstej i śniadanko. Doceniamy gorącą herbatę. Wyjazd o siódmej. Nie zajeżdżamy daleko, gdyż szybko dostrzegamy potencjał fotograficzny pobliskich torów kolejowych.
Kolejnym punktem na naszej trasie jest widok na dymiący wulkan Ollagüe, w regionie znanym jako Ullawi. Należy on do centralnej strefy wulkanicznej (Central Volcanic Zone) Andów i jest położony na granicy boliwijsko-chilijskiej. Ma ponad 5800m wysokości. Góra jest bardzo malownicza, gdyż na jej kolorowych, pomarańczowo-czerwonych skałach zalega śnieżnobiały śnieg. do tego dochodzi para wydostająca się z krateru i sięgająca czasem nawet 100m.
Mamy też okazję przyjrzeć się z bliska najbardziej charakterystycznej roślinie tego regionu - yareta, zwanej po hiszpańsku llareta. Ta wiecznie zielona roślina rośnie w Boliwi, Peru, Chile i Argentynie na wysokościach od 3200 do 5200m n. p .m. Lubi pustynne, suche podłoże i wymaga słonecznego stanowiska. Rośnie bardzo wolno - 1,5cm na rok, a więc podziwiane przez nas okazy mają kilkaset lat.
Jedziemy dalej przez trudną w przeprawie kamienista drogę położoną w wąwozie. Jak dotąd droga nie była bardzo trudna. Teraz to się zmieniło. Bez wątpienia bez samochodu 4x4 z wysokim zawieszeniem nie dalibyśmy rady tędy przejechać. Pokonujemy wzgórze, a za nim naszym oczom ukazuje się Laguna Cañapa - pierwsza laguna na naszej trasie. Ma kolor ciemnogranatowy, miejscami przechodzący wręcz w czerń. Wspaniale wyróżnia się na tle czerwono-pomarańczowych wzgórz. Lagunę otaczają intensywnie zielone trawy przebijające się w bieli brzegu. Cały widok dopełniają różowe flamingi brodzące w ciemnej wodzie.
Przy kolejnej, położonej dość blisko, Laguna Hedionda (co znaczy "śmierdząca" - nie bez przyczyny) jemy obiad. Ponownie podziwiamy zdolności kucharskie naszego kierowcy, który dostarcza nam smacznych i pożywnych posiłków w tych polowych warunkach. Ta laguna jest zdecydowanie inna - ma kolor turkusowo-miętowy. Jej brzegi również są białe, jednak nie ma tu traw. Tutejsza gromada flamingów jest zdecydowanie większa - może to jest przyczyną nieprzyjemnego zapachu? Nie, to okoliczne złoża siarki, które cuchną zgniłymi jajami.
Po obiedzie idziemy jeszcze na krótki spacerek koło laguny i ruszamy w dalsza drogę. Daleko nie zajeżdżamy - mijając kolejną lagunę podjeżdżamy pod górę, skąd rozpościera się przed nami piękny widok - Laguna Honda. Podobnie jak Laguna Hedionda, również jest koloru miętowo-turkusowego. wyróżnia się ciekawym położeniem - ulokowana w niecce miedzy wzgórzami ma niemal idealnie okrągły kształt i łatwo zrobić jej ciekawe zdjęcia z góry.
Można by pomyśleć, że jazda samochodem po pustkowiu jest nudna. Ale nie w Boliwii - tutaj pustkowie się zmienia, szachuje kolorami i widokami, ukazuje różne oblicza niby znanych nam barw, tworzy kompozycje rodem spod pędzli malarskich.
Kierowca nie żałuje samochodu i benzyny - jedzie szybko, bo powierzchnia pustyni Siloli na to pozwala. W końcu dojeżdżamy do jednego z najbardziej charakterystycznych miejsc na naszej trasie - Rock Tree, czyli skalne drzewo, zwane też Árbol de Piedra. Skała w kształcie drzewa ma wysokość ok. 7m i jest jednym z najczesciej fotografowanych obiektów w Parku narodowym Andina Eduardo Avaroa.
Stąd już tylko kawałek do atrakcji dnia - naszym oczom ukazuje się przepiękna Laguna Colorada. Podjeżdżamy do krawędzi skały, z której rozpościera się na nią przepiękny widok. Ponownie granatowo-czarne jezioro otacza biała otulina soli. Tu jednak otaczające lagunę minerały powodują, że miejscami woda zabarwia się na różowo-malinowy kolor. Wiatr jest dziś intensywny - to dzięki niemu możemy podziwiać ten spektakl barw. Bez wiatru laguna spałaby cicho utajniając swoje prawdziwe piękno.
W pobliskiej strażnicy musimy uiścić opłatę za wstęp do Parku - 130BOL. Koniec atrakcji na dziś - ruszamy w kierunku hotelu, którym okazuje się nic innego, jak solny domek z pojedynczymi, nieszczelnymi szybami, toaletą "ekologiczną" i łóżkami z trzema kocami do przykrycia się w pioruńsko zimną noc.