Co najbardziej złości w podróżach grupowych? Grupa! Tak, towarzyszący nam ludzie. I tym razem nie było inaczej. Juz na wczorajszej trasie Puno-Chivay pewna rodzinka, w składzie: rodzice + dwie dorosłe córki + partner (mąż?) jednej z córek, przyprawiają nas o coraz większą frustrację. Nie będę podawać narodowości tej grupy, bo pewnie zaraz zostałabym o coś oskarżona. Czym się charakteryzują nasi towarzysze? Brakiem koncentracji, brakiem rozumu, brakiem znajomości języka angielskiego lub brakiem słuchu. Albo wszystko na raz. Mimo, że przewodnik Cesar wszystko powtarza trzy razy w różny sposób (np. godzina: za piętnaście pierwsza, trzynasta czterdzieści pięć, kwadrans do pierwszej), to oni po chwili zadają pytania o właśnie wyjaśniona sprawę. W pewnym momencie dochodzi to małego konfliktu. Cesar każdej grupie "hotelowej" wyznacza godzinę zbiórki. Na sławnym punkcie Mirador Cruz del Cóndor mamy być o ósmej. I w tym momencie bunt: oni przeczytali w przewodniku, że kondory są od szóstej, więc oni chcą tam być o szóstej, bo o ósmej ptaków może już nie być i oni je przegapią. Cesar wyjaśnia, że jeździ z wycieczkami zawodowo i wie, że przy aktualnej pogodzie, w tej porze roku ptaki pojawią się ok 08:30. Nasi towarzysze nie przyjmują tej informacji (a może nie rozumieją przekazu?) i dalej dyskutują z przewodnikiem.
Szczęśliwie Cesar pozostaje nieugięty i możemy pospać dłużej. Gdy już wszyscy z Chivay siedzą w busie, jedziemy do Yanque - niewielkiej miejscowości na naszej trasie, skąd mamy zabrać jeszcze jedną parę. Miasteczko mocno ucierpiało podczas trzęsienia ziemi. Obecnie jest ono niemal w pełni odbudowane. Na Plaza de Armas przy kościele codziennie rano odbywa się niewielki targ dla turystów - można kupić wyroby lokalnych twórców. Ponadto niewątpliwą atrakcją są pokazy tańców ludowych w wykonaniu dzieci ubranych w tradycyjne stroje.
Po skompletowaniu ekipy, jedziemy dalej w kierunku Mirador Cruz del Cóndor. Po drodze zatrzymujemy się by podziwiać kunszt tarasów wykonanych częściowo jeszcze w czasach przedinkaskich.
Dojeżdżamy na Mirador Cruz del Cóndor i zajmujemy całkiem dobre miejsca przy barierce na górnym tarasie. Sama słynna skała jest już oblężona, ale nasza pozycja również jest bardzo dobra. Mija niespełna 20min, kiedy nadciągają pierwsze ptaki. Majestatycznie szybują nad naszymi głowami. Starsza podchodzą do ludzi z rezerwą - są bardziej zajęte swoimi sprawami. Młodsze, upierzone na brązowo, są zuchwałe, chętne do interakcji z człowiekiem. Niektóre z nich przelatują tuz nad głowami osób siedzących na skale. w tych chwilach cieszymy się, że stoimy przy naszej barierce. Czas mija, a ptaków nie ubywa, jedne odlatują, inne przylatują. Spektakl trwa i trwa. Po około 40 minutach żaden nory kondor nie pojawia się w kanionie, więc idziemy na dolne piętro podziwiać widoki. Gdy mijamy słynna skalę z pamiątkową tabliczką, naszym oczom ukazują się kolejne ptaki. A zatem mamy bis spektaklu! Bo tak należy nazwać to, co kondory robią nad naszymi głowami - to prawdziwy spektakl natury. Bis trwa drugie tyle co pierwsza część. A może to nie bis, tylko druga połowa przedstawienia? W każdym razie jesteśmy zachwyceni i zszokowani, bo spodziewaliśmy się maksymalnie kilku kondorów, a tu otrzymujemy półtora-godziny pokaz.
Po tym, jakże imponującym pokazie, idziemy na krótki spacer po okolice. W trakcie Cesar opowiada nam o tutejszej roślinności i historii regionu. W drodze powrotnej zatrzymujemy się przy straganach. To, co w Peru zachwyca na każdym kroku to to, że mieszkańcy noszą ludowe stroje na co dzień - nie jest to robione pod publiczkę dla turystów. Także tutaj kobiety noszą bogate, pięknie ozdobione sukienki, które (w porównaniu z zarobkami) czasem kosztują fortunę.
Cesar proponuje obiad w lokalu w Chivay w formie szwedzkiego bufetu, na co z chęcią przystajemy. Popołudniu jedziemy do Arequipy, która zamierzamy jutro zwiedzać. Cesar okazał się wspaniałym przewodnikiem z ogromną wiedzą. Możemy śmiało polecić jego usługi.
W Arequipie nocujemy w Villa Melgar Hostel za 153PLN za noc za trzy osoby.