W Arequipie oprócz pięknego Plaza de Armas należy obowiązkowo zwiedzić tamtejszy Klasztor Świętej Katarzyny - Monasterio Santa Catalina. Tam tez kierujemy swoje kroki zaraz po szybkim śniadaniu. Swoim zwyczajem lubimy być na otwarciu interesujących nas obiektów aby móc je zwiedzać w możliwie mniejszym tłoku. Bilety kupiliśmy wcześniej, przez oficjalną stronę klasztoru.
Już po przekroczeniu bram klasztoru dostrzegamy ogrom obiektu - to istne miasteczko w mieście. Jest tu cicho, czuć historię miejsca, duch czasu.
Początek klasztoru to rok 1580, kiedy to bogata mieszkanka Arequipy, wdowa Doña María de Guzmán postanowiła zostac zakonnicą. Założyła Zgromadzenie i ufundowała klasztor Sióstr od Świętej Katarzyny Sieneńskiej. Nie wiadomo, czy to za sprawa mody, czy faktycznego powołania, do zamożnej wdowy dołączyły kobiety z wyższych klas, wśród których były nawet córki miejscowych wodzów indiańskich (curacas). Mimo, że utrzymanie w klasztorze wiązało się z niemałymi kosztami (posag wynosił 2400 srebrnych monet, co możemy dziś przełożyć na ok 150 tys USD), również ubogie kreolki (potomkinie hiszpańskich kolonizatorów) starały się o miejsce w monastyrze. Wraz z rosnącą liczbą zakonnic obiekt rozrastał się i zaczął stanowić cichą oazę w głośnym mieście. Zakonnice obowiązywała klauzula, zatem nie miały one kontaktu ze światem zewnętrznym. Przyzwyczajone do zbytków panny i panie z bogatych rodzin zamieszkiwały tu w otoczeniu jedwabnych zasłon, srebrnych sztućców i dywanów wraz ze służbą, która gotowała, szyła, prała dla zakonnic. Stąd też nie znajdziemy tu typowych dla klasztorów cel, a małe domki, w których oprócz kuchni i głównych izb można znaleźć niewielkie pokoiki dla służby. W czasach świetności mieszkało tu 450 osób, z czego jedną trzecia stanowiła służba. Dopiero przełożona Josefa Cadena zwolniła służące, z których większość pozostała w klasztorze. Klasztor był dwukrotnie zniszczony przez silne trzęsienia ziemi – ostatnie z nich miało miejsce w roku 1960.
Obiekt jest na tyle duży, że wyróżniono w nim ulice i kilka dziedzińców. W jednej z nich, w Claustro de los Naranjos, na Dziedzińcu Drzew Pomarańczowych, można zobaczyć trzy krzyże, które zakonnice wykorzystywały do przedstawiania drogi krzyżowej. W Claustro Mayor, czyli głównym dziedzińcu znajduje się pięć konfesjonałów, ściany wokół są ozdobione pięknymi malowidłami przedstawiającymi sceny z życia Maryi i Jezusa. Nazwy ulic są powiązane ze słynnymi hiszpańskimi miastami. I tak na przykład na końcu Calle Toledo można zobaczyć pralnie, a spacerując Calle Sevilla lub białą Calle Córdoba poczuć klimat Półwyspu Iberyjskiego. W sumie klasztor liczy około 100 pomieszczeń, przecina go sześć uliczek, posiada trzy dziedzińce. Są tu małe domki, patia, krużganki. Do każdego zakątka warto chociaż zajrzeć na moment i poczuć atmosferę czasów kolonialnych.
Najsłynniejszą zakonnicą była beatyfikowana przez papieża Jana Pawła II, Ana de los Ángeles Monteagudo (1595-1668). Anna zdobywała uczyła się w klasztorze, a potem postanowiła dołączyć do zakonnic. Siostra posiadała podobno moce uzdrawiające i umiała przewidzieć śmierć i choroby, a także nawiązać kontakt z duszami w czyśćcu. Według zakonnic, chorzy dotykający jej przedmiotów w niewyjaśniony sposób zdrowieli. Została przełożoną klasztoru. Została tu też pochowana, a jej cela z oryginalnym wyposażeniem udostępniona jest zwiedzającym.
Pierwsze osoby z zewnątrz weszły do klasztoru w 1970 roku w celu doprowadzenia elektryczności i bieżącej wody. Dziś klasztor jest powszechnie udostępniony. Warto zwrócić uwagę, że mimo wielu turystów jest tu cicho i spokojnie, jakby każdy czuł atmosferę dawnych lat. Na zwiedzane należy przeznaczyć ok 2/3h.
W drugiej połowie dnia zdecydowaliśmy się na darmowy spacer z przewodnikiem z Free Tour Downtown Arequipa. Spotykamy się w manufakturze kakao. Nasz przewodnik mówi płynnie po angielsku.
Historia Arequipy tego miejsca sięga okresu panowania Inków, ale miasto to zostało zniszczone przez erupcje okolicznych wulkanów i liczne trzęsienia ziemi. Tutejszy klimat sprzyjał osadnictwu z uwagi na dogodne warunki i dostępność wody z rzeki Chili. Legenda mówi, że nazwa miasta pochodzi od określenia „Ari qepay”,co w miejscowym języku miało oznaczać „tu pozostaniemy”. Wulkany determinują tu wiele aspektów życia. Arequipa leży na skraju wielkiego płaskowyżu Altiplano. Majestatycznie górują nad nią trzy potężne wulkany: aktywna El Misti (5822m.), nieaktywny Chachani (6075m.) i nieaktywny Pichi Pichi (5571m.). W cieniu tych trzech olbrzymów w 1540 roku Hiszpan Marci Manuela de Carbajal założył miasto o oryginalnej nazwie „Villa de la Asunción de Nuestra Señora del Valle Hermoso de Arequipa”, które dziś jest drugą po Limie metropolią w Peru. W przeciwnie do stolicy czy Cusco, miasto powstało praktycznie od zera i nie było wcześniej zamieszkiwane przez Indian. Rok później król Hiszpanii nadał miastu prawa miejskie i herb, który jest aktualny do dzisiaj. W czasach kolonialnych zamieszkana głównie przez Hispanów Arequipa czerpała ekonomiczne korzyści z lojalności w stosunku do korony. Po uzyskaniu przez Peru niepodległości w XIX wieku miasto było stolicą tego kraju przez 48 lat. Od 2000 roku centrum Arequipy znajduje się na liście światowego dziedzictwa UNESCO.
Arequipa nazywana jest "białym miastem". Ma to swoje podłoże w lokalnym budulcu - perłowo – białych skałach wulkanicznych (tzw. sillar), z których wybudowanych jest wiele domów. panuje tu wspaniały klimat - średnia temperatura dnia to nieco powyżej 20 stopni Celsjusza i jest podobna przez cały rok. W dzień temperatura rzadko przekracza 26 stopni. Średnia temperatura nocy to około 10 stopni, z 2/3 stopniową odchyłką od czerwca do sierpnia. Przymrozków nie ma, opady bardzo skąpe od grudnia do marca. Warto zaopatrzyć się w krótkie spodnie i podkoszulki.
Z miejscowych ciekawostek: Arequipa jest siedzibą sądu konstytucyjnego Peru. Najbardziej znanym mieszkańcem Arequipy jest laureat literackiej nagrody Nobla z 2010 roku, Mario Vargas Llosa, który urodził się w tym mieście w 1936 roku.
Nasze pierwsze kroki kierujemy na Plaza de Armas. Zbudowany przez najeźdźców hiszpańskich w XVII wieku jest otoczony Katedrą z 1629 roku oraz dwupiętrowymi budynkami z arkadami w neorenesansowym stylu. Budowla zajmuje całą szerokość północnej krawędzi placu. Wewnątrz warto zwrócić uwagę na ambonę wykonaną we Francji oraz belgijskie, największe w Ameryce Południowej organy. Na środku Plaza de Armas króluje fontanna Tutaruta - chłopca trzymającego róg, otoczona bujną roślinnością.
Następnie idziemy do La Compañía Church, czyli kościoła jezuickiego położonego w rogu Plaza de Armas po przeciwnej stronie katedry. Pierwotny kościół został zbudowany w 1573 roku i został zniszczony podczas trzęsienia ziemi dekadę później. We aktualnym, zbudowanym w latach 1595-1698 kościele możemy podziwiać pozłacane, barokowe ołtarze (główny i boczny), piękną kaplicę sykstyńską oraz kolekcję obrazów europejskich (jak chociażby prace mistrza manierystycznego Bernarda Bitti) i lokalnych artystów. Kaplica San Ignacio, znajdująca się w kościele na lewo od ołtarza, jest ozdobiona kolekcją egzotycznych murali przedstawiających kolorowe ptaki i zwierzęta. Gigantyczne freski roślin i zwierząt w dżungli przypominają czasy, kiedy misjonarze zostali wysłani w głąb Amazonki.
Oprócz samego kościoła warto wstąpić na imponujący dziedziniec klasztoru, a następnie na punkt widokowy z dachu kompleksu.
Na San Camilo Market można kupić dosłownie wszystko - od warzyw, owoców, ryb i mięso po herbaty i cocę. Warto przejść się między ciasnymi uliczkami z lokalnymi towarami.
Dalszy spacer dzielnicami EL Solar i San Lazaro pozwala nam złapać chwile oddechu i poczuć kolonialny klimat miasta.
Pod wieczór dochodzimy do Alpaca Zoo, gdzie oprócz nielicznych zwierząt możemy obejrzeć wystawę prezentującą sposób obróbki wełny. Spotykamy także Indianki, które można tu podglądać podczas pracy.
Na krótko wstępujemy tez na dziedziniec pierwszego wiezienia - El fundo del Fierro, gdzie obecnie wystawiane są prace lokalnych artystów. W niewielkich sklepikach pod krużgankami można nabyć pamiątki, m. in. biżuterię ze srebra.
Spacer kończymy na dachu jednego z budynków na starówce popijając kultowe Pisco Sour. Wracamy do hotelu o bagaże, aby w nocy przejechać tracę do Ica, a potem Huacachina.