I po raz drugi: pobudka! Zgodnie z wczorajsza obietnica pani recepcjonistki, taksówka czeka na nas. Dojeżdżamy bezproblemowo na lotnisko, skąd z małym opóźnieniem wylatujemy za mile do La Paz liniami Peruvian Airlines. Ku naszemu rozczarowaniu wcale nie lecimy z kurczakami na pokładzie. A liczyliśmy na odrobinę egzotyki...
Spodziewaliśmy sie, że ten lot może byc widowiskowy - wszak mamy lecieć tuz przy Andach. I tak też jest - poranne promienie słoneczne ciepło oświetlają zbocza gór, których szczyty otulone są bielutkim śniegiem. Widoki za oknem prezentują się wspaniale.
Lotnisko w La Paz to... dziura. Chyba nasz wyszydzany Radom prezentuje się lepiej... Nie przeszkadza to mafii taksówkarskiej windować kosmiczne ceny za dojazd do miasta. A w inny sposób do miasta dotrzeć się nie da. Autobusu nie ma. Stawka jest jedna i nie ma negocjacji. Cóż poradzić. Jedziemy.
Droga nie jest wcale taka krótka i obejmuje objazd wkoło po górskich zboczach, skąd możemy podziwiać panoramę miasta. Po dojechaniu do dworca mamy już dosłownie kilka kroków do biura Todo Turismo, z którym mamy wieczorem jechać do Uyuni. Biuro jest zamknięte, ale po naszym telefonie przychodzi pracownik, który udostępnia nam pomieszczenie, gdzie zostawiamy nasze bagaże.
Wolni od ciężarów ruszamy na miasto w kierunku Saint Francis Square. kościół św. Franciszka jest zamknięty, a sam plac nie jest ani trochę reprezentatywny. Absolutnie nie umywa się do Plaza de Armas w Cusco. To tu jednak zaczyna się najciekawsza część La Paz - rynek.
Rynek obejmuje uliczki w górę za kościołem, należy po prostu pójść i się poszwendać. Towary identyczne jak w Peru, jednak o 30% tańsze. Zatem jak na zakupy, to tylko w La Paz. Kupujemy rękawiczki za 12PLN, skarpety za 10PLN i czapkę "słońce Peru" za 12PLN, bezpalcówki za 8PLN. To ekwipunek na zimny Salar de Uyuni. Swetry jakos nam sie nie podobają, więc żadnego nie kupujemy. Mamy mocne postanowienie, że w drodze powrotnej na pewno to tu zaopatrzymy się w pamiątki i inne wełniane gadżety.
Mamy jeszcze sporo czasu, więc zgodnie z planem ruszamy do Moon Valley. Spod Bazyliki jedziemy autobusem na stację Teleferico Sopocachi. Po przejechaniu jednej stacji przesiadamy się na linię zieloną i jedziemy nią do końca, czyli do Irpawi. Stad krótki spacerek na autobus do Doliny Księżycowej, czyli Valle de la Luna.
Ze stacji Irpawi idziemy na przystanek autobusowy na Ave Roma. Naszym celem jest minibus oznaczony Mallasa, Huajchilla, Valencia lub Mecapaca lub numerem 231, 273, 901, 902.
Łapanie autobusu polega po prostu na zamachaniu ręką, opłaceniu kierowcy biletu za 3BOL i wciśnięciu się do minibusa. Płacąc mówimy, że chcemy do Valle de la Luna. Niepotrzebnie wysiadamy zbyt wcześnie i musimy się przespacerować.
Po ok. 20min docieramy do wejścia, gdzie wita nas pani ubrana w folklorystyczny strój. Płacimy 15BOL od głowy za wejście i ruszamy na przechadzkę.
Spacer zajmuje nam niecałą godzinkę. Widoki faktycznie iście księżycowe. Miejsce baz wątpienia warte odwiedzenia. Cieszymy się, że mieliśmy czas aby tu zajechać. Nie ma tu turystów, bo niełatwo tu dotrzeć - mało kto decyduje się na przejazd autobusami. zorganizowane wycieczki prawdopodobnie windują kilkukrotność ceny "podstawowej", ale i tak na nasze kieszenie nie powinien być to duży koszt - Boliwia jest tania.
Wracamy podobną trasą, jednak do autobusu wsiadamy tuż przy Valle de la Luna i jedziemy bezpośrednio do centrum La Paz. W brzuszkach zaczyna być pustawo. Głód się wzmaga, a nasze colectivo utknęło w korku. Zaczynamy żałować, że nie skorzystaliśmy z Teleferico, jednak wiązałoby się to z niemałym spacerkiem. W końcu docieramy do Saint Francis Square, skąd mamy kilka kroczków do upatrzonej knajpki. Decydujemy się na obiad w Cafe Banais, które ma bardzo dobre opinie na TripAdvisor. Wybór okazuje się dobry - jedzenie pyszne i w słusznej ilości.
Wracamy do biura Todo Turismo Korzystamy z łazienki i gniazdek elektrycznych - ładujemy wszystkie sprzęty ile tylko się da. dobrze wiemy, że na Salarze prądu nie uświadczymy.
O 21wszej wyruszamy. W autobusie czekają na nas kocyki i butelki wody. W trakcie jazdy otrzymujemy posiłek "w stylu lotniczym". W tle puszczony jest film. Fotele rozkładają się do pozycji półleżącej. Są bardzo wygodne. Zatem cena ok. 110PLN za przejazd (kosztorys w pierwszym poście z serii) wydaje się być rozsądna. Po jakiejś godzinie wszyscy zasypiamy.