Ameryka Południowa była na naszym celowniku już od jakiegoś czasu. najpierw interesowaliśmy się głównie Ekwadorem, potem także Peru. Szalę przelały wspaniałe zdjęcia z Salar de Uyuni w Boliwii. Postanowiliśmy połączyć objazd po Peru z krótką wizytą na największym na świecie solnisku. Od tej pory rozpoczęliśmy polowanie na tanie bilety oraz zbieranie mil na loty wewnętrzne.
W końcu udaje nam się kupić bilety an trasę Amsterdam-Lima-Madryt w terminie 04-18.09.2016. Do tego za zebrane punkty WizzAir Club dokupujemy bilety Gdańsk-Dortmund. Lot Madryt-Hamburg odbyliśmy liniami Ryanair, a ostatni odcinek Hamburg-Gdańsk również udaje nam się kupić za punkty Wizzair Club. Zaczynamy więc nasza pierwsza przygodę z Ameryką Południową!
Jak zwykle podczas jakichkolwiek wyjazdów musimy pójść na kompromis - siłą rzeczy nie zobaczymy wszystkiego. Z uwagi na ograniczony czas musimy wybrać to, co jest dla nas najistotniejsze. Czasem musimy też za pewne rzeczy przepłacić, jak np. za podróż Aguas Calientes-Cusco. W efekcie powstaje taki oto plan wyjazdu:
Wylot z Gdańska przebiega bezproblemowo. W Dortmundzie czekamy chwilę na autobus spod lotniska. Przejazd jest w cenie biletu na pociąg.
Na peron musimy kawałek podejść. Przerwa okazuje się trochę dłuższa, więc robimy zakupy w pobliskim markecie. Do Amsterdamu dojeżdżamy gdy jest już szaro. Na dworcu zostawiamy bagaże w przechowalni (10EUR) i idziemy na miasto. Przechodzimy wąskimi, brukowanymi uliczkami i jemy obiado-kolację w Chine Sichuan Restaurant na "knajpkowej" ulicy Warmoesstraat. Za trzy osoby płacimy niecałe 60EUR.
Na główne lotnisko Amsterdamu - Schipol, jedziemy pociągiem. Ceny biletów można znaleźć na tej stronie. Pierwszy, krótki lot na Heathrow odbywamy liniami British Airways. Jak to z British Airways - stabilnie, bez rewelacji, ale w najlepszym porządku. Po krótkim locie docieramy na Heathrow, gdzie sprawnie zmieniamy terminale i wylatujemy do Miami. w tym momencie warto zaznaczyć, że wiele lotów promocyjnych z Europy do Ameryki Południowej odbywa się przez Stany Zjednoczone, a transfer na lotniskach w USA nawet w strefie tranzytowej wymaga posiadania wizy amerykańskiej. Oczywiście nie jest to regułą - zdarzają się tanie loty bezpośrednio z Hiszpanii lub przez Meksyk, jednak mimo wszystko polując na loty do ameryki Południowej warto posiadać wizę USA.
Po dolocie do Miami nasza punktualna podróż się kończy, tak jak kończą się loty liniami British Airways. Lot LAN Airlines spóźnia się i zaczynamy się martwić o finalny lot do Cusco. Szczęśliwie dolatujemy na tyle wcześnie, aby zdążyć na lot o 03:55 05 września. Po półtorej godziny lądujemy umęczeni w Cusco i taksówką jedziemy na Plaza de Armas. Udaje nam się zrobić jeszcze kilka zdjęć i wejść do katedry.
Chwilę jeszcze czekamy na busa z Machu Picchu by cars. Bilety w jedna stronę dla trzech osób kosztowały nas 48USD (16USD w jedną stronę za osobę). Trasę do Aguas Calientes postanawiamy bowiem przebyć w sposób tańszy, jednak zdecydowanie dłuższy czasowo i wymagający więcej wysiłku - busikiem. w tym momencie należy wspomnieć o dwóch alternatywnych sposobach dostania się pod Machu Picchu:
- pociągiem Peru Rail lub Inca Rail w ok. 1,5-2h,
- busikiem wkoło dolinek i gór w 7h do stacji kolejowej Hydroelectrica skąd trzeba jeszcze przejść ok. 11km (po niemal płaskim terenie), co zajmuje z plecakami ok. 2,5-3h.
Cena pociągu zaczyna się od 55USD, co za tak krótką przejażdżkę żółwim tempem stanowi niemały koszt. A często nie ma już tych najtańszych biletów na interesujący nas termin. Chcąc zaoszczędzić jeszcze z Polski rezerwujemy busa w Machu Picchu by cars. Pieniążki musieliśmy przekazać za pośrednictwem Western Union. Po dokonaniu przelewu firma przestała odpisywać na nasze wiadomości, co nas mocno zaniepokoiło. w pewnym momencie potwierdzili dokonanie opłaty, co pozwoliło nam odetchnąć z ulgą.
Obsługa odbiera klientów spod katedry na Plaza de Armas. Siadamy w busiku i rozpoczynamy naszą niekrótką podróż. Bus zatrzymuje się na chwilę po 2h jazdy przy sklepiku i kawiarence na toaletę. po drodze zatrzymujemy się jeszcze raz - tym razem przy malutkim sklepiku przy drodze, gdzie zaopatrujemy się w coca-colę. Czemu akurat cola? A dlatego, że podróż do najłatwiejszych nie należy. Pomijając jej długość, jest to bardzo męcząca trasa - kręta, górska, z wieloma przewyższeniami - raz w górę, raz w dół. Nawet najwytrwalsi mogą "wymięknąć". Do tej pory nigdy nie zdarzyło mi się cierpieć na chorobę lokomocyjną, ale ten przejazd naprawdę mnie zmęczył - ciągłe przeciwdziałanie sile dośrodkowej na zakrętach, nieustanne zamienne hamowanie i przyspieszanie wystawiło mój żołądek na niemałą próbę. dlatego na ostatnim postoju zakupuję colę, która ma pomóc mojemu brzusiowi przetrwać tę katorgę.
Do stacji kolejowej Hydroelectrica dojeżdżamy zgodnie z planem - ok. 14:30. Zakładamy plecaki i ruszamy w drogę. Po drodze zauważamy pociąg i kasę. Myślimy, czy aby nie kupić biletów, ale okazuje się, że ceny dla turystów i lokalsów różnią się o kilkaset procent. Przejazd 11km kosztowałby nas ok. 100PLN. Rezygnujemy - nastawialiśmy się na ten marsz, więc nie jest on dla nas dużym problemem. Tym bardziej, że droga wiedzie po terenie płaskim.
Jest już wieczór, droga wiedzie wzdłuż torów w lesie. Jest ciepło, ale nie gorąco. Dość sprawnie, bo w 2,5h pokonujemy tę sympatyczną trasę robiąc o drodze zdjęcia.
Z lekkim trudem znajdujemy nasz Hostal Colla Raymi. Po rozpakowaniu się i przebraniu ruszamy do miasteczka na kolację. Po drodze kupujemy jeszcze bilety w dwie strony na bus z Aguas Calientes na Machu Picchu tuż obok przystanku. Rezerwacji można także dokonywać online.