Jest czwarta piętnaście rano, .... uprzedzając wątpliwości - tak 04:15 rano! Wstajemy po godzinnej drzemce, bo za 15 minut ma przyjechać żona właściciela hotelu Lomavekarit aby za 20EUR/3osoby zawieźć nas na lotnisko. Ostatnie pakowanie i słyszymy dzwonek. Jest Pani. Pakujemy się do samochodu i z żalem żegnamy Rovaniemi.
Na lotnisku przysypiamy, głowy nieustannie nam opadają i uderzamy szczękami o mostek. W końcu siadamy w samolocie o 05:50 i możemy spokojnie zasnąć choć na godzinkę, do lądowania o 07:00.
Ledwo żywi, przespawszy napój podczas lotu, budzimy się w stolicy Finlandii. Jedziemy autobusem nr 620 (lub 615) i wysiadamy koło dworca w Helsinkach. Cena biletu: 5EUR.
Na miejscu, ok. godz. ósmej idziemy do katedry luterańskiej na Placu Senackim.
Na centralnej części Placu Senackiego, przed katedrą stoi pomnik Aleksandra II. Katedra z zewnątrz wydaje się duża tym bardziej że stoi na wzniesieniu i prowadza do niej ogromne, długie na cały plac, wysokie, monumentalne schody.
Wnętrze katedry zaskakuje skromnością i... małą kubaturą. To, co z zewnątrz wydawało się duże wewnątrz okazało się dość skromne. Wstęp bezpłatny.
Wokół placu znajdują się inne ważne b budynki: Pałac Rządu (zwany Domem Senatu), Biblioteka i Uniwersytet.
Z Placu Senackiego kierujemy się ku katedrze pw. Zaśnięcia Bogurodzicy - największej świątyni kościoła prawosławnego w Finlandii.
Po drodze natrafiamy na "most miłości" - cały obczepiony kłódkami.
Sobór Uspieński jest świątynia typowo prawosławną - z wystawnym ołtarzem i malowidłami. Warto zwrócić uwagę na siedem dzwonów z których jeden jest darem Moskwian. Cerkiew znajduje się na wzniesieniu niewielkiej wysepki Katajanokka i jest widoczny z większości punktów w mieście. Została zbudowana w IIgiej połowie XIX wieku. Cechą charakterystyczną świątyni jest 13 złotych kopuł symbolizujących Chrystusa i 12 apostołów. Wstęp bezpłatny latem od pon. do sob. w godz. 09:30-16:00 i w niedz. w godz. 12:00-15:00 oraz zimą od wt. do pt. w godz. 09:30-16:00, w sob. w godz. 09:30-14:00 i w niedz. w godz. 12:00-15:00.
Stąd już tylko kawałek na Kauppatori - targ rybny.
Kauppatori to jeden z głównych punktów miasta. Znajduje się przy przystani, z której odchodzą promy do innych państw bałtyckich, takich jak Estonia i Szwecja. Można tu kupić pamiątki i rękodzieła. Nas jednak najbardziej interesuje prom na Suomenlinnę. Warto zawczasu zerknąć na rozkład jazdy promów. Cena biletu w 2 strony: 5EUR. Ruszamy!
Suomenlinna to jednak z czterech wysp-twierdz. Zwana Twierdzą Finlandii Suomenlinna została wybudowana przez... Szwedów. Powstała w XVIII wieku jako forteca obronna przed Rosjanami. Dziś ten ogromy teren rekreacyjny jest wpisany na listę dziedzictwa UNESCO i stanowi największą atrakcję Helsinek. Będąc w stolicy Finlandii naprawdę trzeba tu przypłynąć. co ciekawe, na wyspie na stałe mieszkają ludzi. Znajduje się tu także wojskowa szkoła morska.
Wyspy zwiedziliśmy posługując się krótkim przewodnikiem. Z najważniejszych punktów na naszej trasie znalazły się: suchy dok, brama królewska i oczywiście armaty :)
Z Suomenlinny wracamy na Kauppatori by ostatkiem sił dotrzeć do Temppelauikio, czyli kościoła w skale.
O. i A. decydują się iść do Temppelauikio na piechotę. Ja ze względu na kolano postanawiam jechać tramwajem. Można tam dojechać linią nr 2. Cena biletu: 2,5EUR.
Temppelauikio jest kościołem wykutym w granitowej skale według projektu braci Timo i Tuomo Suomalainen przy ulicy Lutherinkatu 3. Dziś jest to jedna z najważniejszych budowli Finlandii na skale światową. Dzięki wspaniałej akustyce jest to miejsce koncertów muzyki klasycznej. Surowe ściany sprawiają wrażenie, jakby siedziało się w wielkiej grocie. Dach stanowi miedziana kopuła podtrzymana przez 180 szklanych paneli spełniających role okien. Warto wejść na dach kościoła, który jako jedyny jest widoczny z zewnątrz.
Kościół jest dostępny dla zwiedzających za darmo w od po. do pt. w godz. 09:00-18:00. My niestety jesteśmy tu w niedzielę i natrafiamy na serię ślubów, więc musimy "wstrzelić" się w okienko między uroczystościami. Na szczęście nie musimy długo czekać. Nasza cierpliwość wynagradza mały koncert pianistki po ślubie. Na "własne uszy" możemy się przekonać, jaka wspaniała akustyka charakteryzuje tą budowlę.
Po wczorajszym polowaniu na zorzę jesteśmy padnięci. Brak snu i wzmożony wysiłek fizyczny zaczynają dawać się we znaki. Nie mamy już czasu i ochoty iść do Muzeum Historii Naturalnej, tym bardziej, że bilet kosztuje 10EUR, a w okresie zimowym w niedziele jest otwarte tylko do godz. 16:00. Zaczyna nam dodatkowo doskwierać głód. Finanse nie pozwalają nam na wizytę w restauracji i kończymy w Mac Donaldzie.
Ja i A. decydujemy się na zestaw Big Mac za 6,5EUR każdy. O. kupuje inny zestaw za 5,95EUR. Po zjedzeniu (nie najsmaczniejszego) dnia zaczyna nas jeszcze bardziej mulić. Co jakiś czas przysypiamy, bo w końcu ruszyć ponownie do muminkowego sklepu. Po drodze mijamy dziwny budynek jakby ze zwiniętej kartki z obiciem w postaci drewniany desek. Jak się później okazało, jest to kaplica ciszy.
Nasze zakupy:
- skarpety długi grube: 5EUR
- duża torba zakupowa z zamkiem: 6EUR
- magnes: 5EUR
- lusterko: 6EUR
Zaczynamy chodzić jak zombi, czas ruszać na przystanek do Turku.
Z ulgą stwierdzamy, że nasz Onnibus już na nas czeka. Wsiadamy, każde osobno, ruszamy o 18:45. Tym razem nie udało nam się dostać trzech biletów po 1EUr, tylko 2 bilety po 1EUR i jeden bilet za 2EUR. Po niedługiej chwili wszyscy zasypiamy.
w Turku jesteśmy o godz. 20:45. Teraz czeka nas ponownie przechadzka na dworzec autobusowy, w okolicach którego mamy nocleg w hotelu Heshotel.
I tu zaczyna się nasza przygoda na koniec dnia. Chodzimy wokół placu, szukamy, nóżki bolą, spać się chce, a hotelu ni widu ni słychu... Uwierzcie lub nie, ale nazwa hotelu "Heshotel" wcale nam nie podpowiedziała, że powinniśmy szukać w okolicach Hesburgera :P Chyba ten brak snu spowodował zaćmienie naszych umysłów. W końcu (jakby oświeceni) postanawiamy obejść wkoło Hesburgera. Tak następuje przełom w naszych 40minutowych poszukiwaniach. Znajdujemy drzwi do Heshotelu w budynku Hesburgera, na których jest napisane, że należy się zgłaszać do... restauracji (czyli fastfooda typu Mac Donald, bo restauracją ciężko to nazwać). Nasze oczy omal nie wychodzą z orbit kiedy przy ladzie okazuje się, że dobrze trafiliśmy, bo nasz hotel znajduje się nad parterem zajmowanym przez fastfood. Idziemy na górę. W pokoju zastajemy łóżko małżeńskie i dwa rozkładane łóżka przymocowane do ściany - jedno nad drugim. Niestety z łazienki wydobywa się przykry zapach kanalizacji :/ No cóż, czego się spodziewać po hotelu w cenie 80EUR/pokój/noc.
Uśmiani z sytuacji w jakiej się znaleźliśmy postanawiamy zjeść kolacje i niestety okazuje się, że nie mamy picia. O., niczym pionier, wyrusza więc na poszukiwanie wody. Jest niedziela wieczór, więc otwarta jest tylko stacja benzynowa. Woda niegazowana: 1,76EUR + 0,4EUR kaucji, woda gazowana: 3,4EUR + 0,4EUR kaucji. Chyba najcenniejsza woda w naszym życiu :P
Czas spać, gdyż jutro wstajemy o 06:10, by złapać pierwszy autobus o 06:42 do Naantali, do doliny Muminków. Muminki - wyśpijcie się, bo jutro urządzimy wam pobudkę!