Słońce budzi nas koło 5tej rano. W sumie ciężko stwierdzić, czy to słonce, czy brukowa droga. Trzęsie jak to na "kocich łbach". Chwilę później zatrzymujemy się przed okazałym i imponującym dworcem we Lwowie. Niemal 400km pokonane.
Bagaże pozostawiamy w autokarze i idziemy do centrum, czyli w okolice rynku.
Miasto zachwyca i jednocześnie przygnębia - wspaniałe zabytki niszczejące, pokryte drzewami, z odpadającymi tynkami. Nawet tam, gdzie spodziewano się turystów i kibiców na Euro 2012 nie wszystko wygląda choćby akceptowalnie. Zdecydowana większość budynków to niemal ruiny - ze świetności miasta niewiele pozostało.
To, czego nie można zarzucić to czystość. Jesteśmy rano, więc wielokrotnie mijamy osoby zamiatające chodniki i zbierające śmieci. Tramwaje starej daty. W Gdańsku mamy bardzo nowoczesną flotę, więc widok tych starych pojazdów szybko zwraca naszą uwagę. Podobnie jest z samochodami - w Polsce 15letni samochód jest już nazywany starym, w Lwowie jeżdżą głównie 15letnie i 20letnie.
Urzekają urokliwe uliczki, wśród których można by spotkać niemal wszystkie style architektoniczne zarówno Europy, jak i Orientu. Na rynku od razu w oczy rzucają się cztery fontanny, z okazji Euro 2012, owiane flagami ukraińskimi: Adonis, Amfitryta, Diana i Neptun.