Wstajemy o 8mej - wypoczęci i wyspani. Noc nawet nie była tak zimna, jak się spodziewaliśmy. Po sprawnym śniadaniu z ciepłą herbatką ruszamy w trasę - przed nami ostatnie 3km do upragnionego celu.
W tej części szlaku nie mamy na trasie już żadnych dużych przewyższeń. Czasem zdarza się lekkie zejście, a potem wejście, ale cała droga jest dość przyjemna. Nasze pozytywne podejście do tej części szlaku może też wynika z z faktu, że nie nosimy ciężkich plecaków - zostały w obozie.
Czytaliśmy wiele relacji opisujących piękne widoki na szlaku. Dziś tych widoków doświadczamy i faktycznie jesteśmy pod ich ogromnym wrażeniem.
W końcu dochodzimy do upragnionego języka Trolla.
Półka jest dość szeroka - ma ok. 4m. Nie ma więc strachu, że spadniemy. Fotografowie stają, a my schodzimy po metalowej drabince i grzecznie stajemy w kolejce. Przed nami ok. 10 osób. Sprawnie to przebiega, wiec szybko robimy sobie upragnione zdjęcia.
Warto też wspomnieć, że po zejściu z drabinki warto spojrzeć jakieś 5 dalej, za stama Trolltungą - zobaczymy niedużą, również wystająca półkę, do której kolejki nie ma. widok równie piękny, a bez kolejki.
Droga powrotna również obfituje w piękne widoki. Spoglądamy na atrakcje szlaku z drugiej strony i co rusz robimy zdjęcia.
Dochodzimy do obozu. Jemy drugie śniadanie i ruszamy w drogę powrotną. Z lżejszymi plecakami, naładowani endorfiną schodzimy na dół. Ostatnie 2km po serpentynach okazują się najtrudniejsze - w dole widzimy już samochód, nogi zmęczone, droga mało atrakcyjna. można powiedzieć, że wręcz staczamy się na parking. korzystamy z toalety, uzupełniamy zapasy wody, mączymy nogi w zimnym stawie. Decydujemy się na zrobienie obiadu na niedużej plaży przy stawie. Niestety, wiejący tam silny wiatr skutecznie nam to uniemożliwia. Ale Polak potrafi! Przenosimy się z butlami na parking i kontynuujemy robienie obiadu przy samochodzie, który osłania nas od wiatru. Tym razem jemy ryż z kurczakiem w sosie słodko-kwaśnym. Po takim wysiłku jest to niebo w gębie.
Zmęczeni ściskamy się w samochodzie i ruszamy w kierunku Jondal, gdzie mamy nadzieję dojechać do lodowca drogą Fv105.
Za wjazd do ośrodka FONNA Glacier Ski Resort trzeba zapłacić.Pogoda się pogarsza - zaczyna padać. Zaczynamy mieć wątpliwości, czy warto płacić za wątpliwą atrakcję w deszczu. Nie mamy pewności, czy uda nam się zobaczyć klasyczny jęzor lodowca jak w Svartisen. Rezygnujemy i z uwagi na niesprzyjającą aurę oraz brak jakiegokolwiek miejsca do obozowania rozbijamy się tuż przy drodze FV105. Dzień kończymy kolacją w postaci kanapek i słodkim kisielowym deserem.