Pierwszego dnia po przyjeździe, po solidnym odpoczynku postanowiliśmy obejrzeć najbliższa atrakcję regionu - zespół jaskiń Nerja, a potem odpocząć przy basenie.
Dojazd na miejsce okazał się banalny - wystarczyło tylko wybrać zjazd na Nerję, a potem kierować się zgodnie ze znakami do jaskiń Nerja. Na miejscu płatny przy wyjeździe parking (niedrogo). Całe zaplecze marketingowe i oczywiście kasy z nietanimi biletami. Należy się jednak przygotować, że w Hiszpanii wszelkie zwiedzanie wiąże się z kosztem ok 8-10EUR.
Do jaskiń nie wolno wnieść statywu. Śmieję się, że obsługa się bała, że zrobię lepsze zdjęcia od nich i nie kupię pamiątek. Warto wziąć z sobą bluzę z długim rękawem - pod ziemia jest chłodniej. Chwilę po wejściu łapie nas Pani z obsługi, ustawia i robi zdjęcie - jedyne, które wolno wykonać z flashem. Potem oczywiście można to zdjęcie kupić przy wyjściu (tak, tak, już będzie wywołane!) za jedynek 8,5EUR.
Udaje mi się wykonać kilka zadowalających zdjęć nawet bez statywu, więc odrzucamy wspaniałą propozycję kupienia drogocennego zdjęcia.
Wnętrze jaskiń jest naprawdę przepiękne. Warto się tam wybrać. Nawet bez statywu udaje mi się zrobić kilka naprawdę ładnych zdjęć.
Po zwiedzaniu zjeżdżamy na dół do miasteczka w celu zażycia kąpieli słonecznej i morskiej. Piaszczysta plaża w Nerji jest bardzo popularna, toteż nie dziwi nas brak miejsc parkingowych. w rezultacie parkujemy dość wysoko i schodzimy ze stromego wzgórza. Podczas spaceru atakują nas ulotkami reklamującymi restauracje z wieczornymi pokazami flamenco. Warto wcześniej zajrzeć na YouTube i zobaczyć, jak taki komercyjny wieczorek wygląda - panie ubrane w niekoniecznie tradycyjny strój, tańczące coś, co flamenco ma przypominać i kiepska muzyka w tle. My rezygnujemy z takiej tandety - decydujemy się na być może droższy, ale lepszy pokaz w późniejszym czasie.