Preikestolen

Dzień 2: Zejście i 4444 stopnie

Dodano: 2016-07-24

Pobudka o 04:50. Nim słońce wyjrzy zza fiordu składamy obóz. Czekamy na pierwsze, złote promienie. Robimy zdjęcia i ruszamy w drogę powrotną.

Preikestolen

Zejście jest zdecydowanie przyjemniejsze - nie dość, że idziemy w dół z lżejszymi plecakami, to jeszcze szlak jest całkowicie pusty. Na parkingu korzystamy z ciepłej wody w łazienkach i toalety. Pakujemy się do autobusu i jedziemy do Forsand. Tu, przy stoliku z ławeczkami, z widokiem na most, czekając na prom jemy śniadanie. Kanapki i parówki popijamy ciepłą herbatą.

Wsiadamy na prom wycieczkowy, który ma nas zawieźć do Flørli. Po drodze przewodnik opowiada o Lysefjord. Podpływamy do interesujących wnęk i wodospadów. Przepływamy też pod Preikestolen - niesamowicie obserwuje się ta półkę z dołu tym bardziej, jak jeszcze kilka godzin temu stało się na niej tam, na górze.

Preikestolen

Koło 11:30 dopływamy do Flørli. W muzeum elektrowni, w której mieści się też kawiarnia prosimy o możliwość zostawienia plecaków. Miły pan zabiera nas na zaplecze, gdzie w spokoju się przebieramy i przepakowujemy. No, czas ruszać! Przed nami 4444 stopnie. Szlak prowadzi w jedną stronę. Co prawda można do pewnego momentu wejść i zejść po schodach w dół, jednak za tym punktem (mostek) trzeba już iść tylko w górę. Każde kolejne 100 stopni jest zaznaczane na schodach. Najgorszy jest pierwszy tysiąc. Potem mięśnie są już rozgrzane i można śmiało iść w górę.

4444 stopnie w Flørli

Z tym "śmiało" to chyba trochę za dużo powiedziane - w pewnym momencie schody pną się tak bardzo w górę, że trzeba iść na czworakach. Strach zagląda w nasze szeroko otwarte oczy. Widoki są coraz piękniejsze, więc często zatrzymujemy się na sesje zdjęciowe. Na samej górze znajduje się zbiornik wodny, w którym z lubością moczymy zmęczone stopy.

4444 stopnie w Flørli

Zejście wiedzie droga okrężną - od strony południowo-zachodniej. Prawdę mówiąc jest ono bardzo nieprzyjemne - strome skalne stopnie W korycie wyschniętej rzeki. Po kamieniach, przez korzenie, błota i wysokie trawy. Innymi słowy - typowo norweski szlak.

Okazuje się, że trochę przeszarżowaliśmy - zejście z Preikestolen, wejście na 4444 stopnie i zejście z nich okazują się bardzo wyczerpujące. Jesteśmy wykończeni. Prom do Forsand się spóźnia, zasypiamy na przystanku. Po 2h przypływa. Spóźnieni na autobus w Forsand siadamy na trawce (nasz stolik z ławeczkami zajęty) i dojadamy pozostałe jedzenie. Parówki, kabanosy i kiszony ogórek smakują jak nigdy. W końcu jedziemy do Jørpeland, gdzie około godziny czekamy na kolejny autobus do Tau. Późnym wieczorem docieramy w końcu do Stavanger. Nie mamy już absolutnie sił na rozbijanie obozu na plaży. Jedziemy bezpośrednio na lotnisko. Nasz obóz rozbijamy... pod schodami. Pięć karimat, pięć śpiworów, plecaki pod głowami, buty przy stopach. Śpimy. Do świtu wstajemy, nadajemy bagaż i przechodzimy przez security. A tam okazuje się że.... Na lotnisku są kanapy! No cóż, i tak nie moglibyśmy z nich skorzystać, bo musieliśmy nadać bagaż z częścią naszego ekwipunku. O 08:20 startujemy. W Gdańsku lądujemy punktualnie o 09:55.

Zapraszam do przeczytania innych opisów z wyprawy Preikestolen:

Poniżej pełna galeria z Zejście i 4444 stopnie: