Jeśli zapytać kogoś o parki w Gdańsku, to każdy Gdańszczanin odpowie: "Park Oliwski". A o Parku Oruńskim mało kto słyszał i mało kto wie. Błąd!
Park Oruński jest drugim co do wielkości zespołem parkowym w Gdańsku i zajmuje powierzchnię 11ha. Położony w starej pradolinie, ciągnie się od Łostowic do Kanału Raduni, gdzie swoje ujście ma Potok Oruński. Pradolinę od północy ograniczają Góra Łez i Gliniana Góra, zaś od południa - Góra Pięciu Braci. W tym miejscu warto przytoczyć legendę spisaną przez prof. Józefa Sampa:
"Na wzgórzu tym zwanym w czasach schyłku pogaństwa Dębową Górą, mieszkało pięciu bardzo zamożnych braci będących właścicielami Oruni. Trzymali oni w warowni na szczycie tegoż wzgórza odizolowaną od świata siostrę imieniem Orana. W wielkiej tajemnicy napadali nocami na kupców podróżujących po niedalekim trakcie prowadzącym do Gdańska.
Pewnej nocy siostra podejrzała jak zdobywają kosztowności jej bracia. Uciekła do Gdańska i wstąpiła do zakonu. Mijały lata, Orana została przełożoną zakonu. Pewnego razu wyruszyła w podróż wraz z mnichem do Starogardu w celu odebrania kosztownej relikwii. Po drodze jednak napadli ją jej bracia. Nie rozpoznali jednak siostry. Została przez nich postrzelona z kuszy. Na chwilę przed śmiercią rozpoznała swoich braci.
Rozbójnicy załamali się. Podróżujący z Oraną zakonnik nałożył na nich pokutę: mieli wtoczyć na szczyt wzgórza pięć głazów tworzących u jej podnóża pogański krąg. Na przeciwległym wzniesieniu wydrążyli grobowiec w którym pochowali Oranę razem z wszystkimi swoimi kosztownościami. Bracia wtoczyli głazy na szczyt obecnej Góry Pięciu Braci. Nadludzki wysiłek przypłacili życiem. Miejscowi ludzie pochowali ich pod głazami."
Historia Parku sięga XVI wieku, kiedy powstał tu dworek myśliwski, a okoliczny teren cieszył się sławą miejsca idealnego do wypoczynku. W kolejnym wieku posiadłość nabył burmistrz Gdańska Bartłomiej Schachmann. Stworzył on zespół parkowy wraz z istniejącymi do dziś stawami i strumieniem. Pełno było tu rzadkich okazów flory i fauny ogrodowej. Szczególną atrakcję stanowiły punkty widokowe i miejsca przeznaczone do kontemplacji.
Złoty wiek Parku przypadł na wiek XVII. Pod koniec tego stulecia w ogrodowej rezydencji zatrzymał się król August II Sas przed uroczystym wjazdem do Gdańska. W 1734 podczas rosyjskiego oblężenia Gdańska znajdowała się tu kwatera rosyjskiego marszałka Münnicha. Tutaj też został podpisany akt kapitulacji Gdańska. W wieku XVIII zgodnie z obowiązująca wówczas modą plan parku stał się jakby mniej regularny, bardziej asymetryczny i swobodny. Na znaczeniu zyskują punkty widokowe. Na przestronnej i nasłonecznionej polanie między stawami urządzony zostaje wielki, jak na owe czasy, ogród botaniczny ze szklarnią, w której hodowano egzotyczne rośliny (m.in. ananasy, cytrusy, a nawet kawę). Swego czasu w parku znajdowało się nawet niewielkie zoo, o wiele starsze od tego w Oliwie. Dzięki przedstawicielom najbogatszych gdańskich rodów, ogród osiągnął niespotykane piękno, którego sława przekraczała granice Polski. Z historycznych opisów wynika, iż stanowił doskonały przykład holenderskiej sztuki ogrodowej. Oprócz barokowego ogrodu kwaterowego bezpośrednio przy dworze zadbano o nasadzenia różnorodnego drzewostanu w dalszych częściach posiadłości, urządzono tam strzyżone labirynty, tarasy, liczne ścieżki spacerowe oraz imponujące partery kwiatowe. Układ wodny wzbogacono o kaskady, dukty wodne, a także studzienki kamienne zsynchronizowane z ukrytymi fontannami, które niespodziewanie wybijały strumieniami wody. Zachwyt budziły liczne łabędzie i inne gatunki ptactwa. Na południowych stokach okolicznych wzgórz urządzono winnice. To niestety były ostatnie lata świetności.
Dramatyczne wydarzenia okresu wojen napoleońskich przyniosły zieleńcowi oruńskiemu wielkie zniszczenie i dewastację. W 1813 podczas wojen napoleońskich, Francuzi stoczyli tu zaciekłą bitwę z Rosjanami dewastując park. Od tego wydarzenia bierze nazwę jedno ze wzgórz parkowych - Góra Łez. Wojska napoleońskie doprowadziły park do ruiny. To, co powstało tu później, to już tylko okrojona namiastka. Park już nigdy nie odzyskał pełni swojej świetności. Resztki wspaniałego kiedyś parku zlicytowano, a odważnym nabywcą okazał się Fryderyk Hoene - bogaty kupiec i armator. Z inicjatywy nowego właściciela odrestaurowano zabytkowy dworek, który bez większych zmian przetrwał do dnia dzisiejszego. Stopniowo również odnawiano park, przywracając malowniczym alejkom część dawnej świetności.
W 1918 r. córka Hoenego - Emilia, zapisała park miastu, które doskonale wykorzystało ten cenny nabytek, urządzając w nim bardzo popularny wśród przedwojennych gdańszczan teren rozrywki i rekreacji. Odwiedzający w dwudziestoleciu międzywojennym ogród, gdański poeta Hans Georg Siegler określa go mianem rajskiego Edenu.
W latach 50. w parkowym dworku otworzono dom starców. Obecnie znajduje się w nim przedszkole. Park ulegał dewastacji podczas zabaw pierwszomajowych. Dopiero w 1974 roku został odrestaurowany. Znalazły się tutaj rzeźby dłuta Alfonsa Łostowskiego. W roku 1980 mimo protestów przez środek parku, 8 metrów pod ziemią przeprowadzono kolektor ściekowy dla dzielnicy Chełm i Gdańsk Południe. Jeszcze kilka lat temu widoczny był wieloletni brak zainteresowania ze strony gospodarza obiektu. Nadal nie było tu nawet tablicy, która informowałaby o dawnych dziejach tego zielonego zabytku.
9 lipca 2001 roku Orunię zalała powódź. Woda spływająca ze wzgórz przerodziła spokojny Potok Oruński w rwącą rzekę. Wyższy staw wylał w całości przerywając brzeg. I jak na ironię to tragiczne wydarzenie spowodowało, że Parkiem zaczęło interesować się miasto. Doprowadzono go do porządku, stworzono nowe alejki, stare odrestaurowano.
Jest tu wiele kolorowych kwietników, iglaków sadzonych wzdłuż alejek spacerowych, dwa duże stawy i park zabaw dla najmłodszych. Pomiędzy stawami biegnie wąska strużka. Zwłaszcza, położony w głębi ogrodu, staw urzeka widokiem stojących wzdłuż linii brzegowej wierzb płaczących, których gałęzie sięgają wody. Dzięki położeniu na uboczu i mniejszemu zgiełkowi panuje tu dużo spokojniejszy klimat niż w parku oliwskim.
Dziś możemy przechadzać się aleją czterystu lip, karmić kaczki i podziwiać przepiękne kwiaty. Ten spokojny skrawek Gdańska jest dziś czysty i zadbany. Mnie się najbardziej podoba jesienią - wówczas drzewa urzekają paletą barw, a wierzby płaczące urzekająco wyróżniają się zielonymi liśćmi opadającymi ku tafli wody na tle pomarańczowych, czerwonych i brązowych koron lip i klonów.